piątek, 30 września 2016

Weekend w Olsztynie i Sopocie

Niestety, tak się stało, że wrzesień nie mógł być przełomem. Chociaż nie - BYŁ. W pracy tak mi ładnie zaplanowali wrzesień, że zapomniałam o ćwiczeniach, zdrowej diecie, a nawet o samej sobie. Jednak nie odpuściłam szalonym weekendom. Dlatego też jak na razie posty typowo kosmetyczne muszą poczekać :). Jeden z weekendów, właściwie dwa tygodnie temu, spędziłam w Olsztynie i Sopocie z Dawidem, moim bratem oraz jego dziewczyną, a moją serdeczną koleżanką z pracy.
Oczywiście zgodnie z zapowiedziami w poprzednim poście chillowaliśmy, odpoczywaliśmy i korzystaliśmy z wolnego na maxa.
Z Olsztyna jest zdecydowanie bliżej do Sopotu niż z Białegostoku, także nie nocowaliśmy w Trójmieście. Całodniowy wypad, wraz z pobytem w Aquaparku niesamowicie nas wymęczył.
Tradycyjnie poza tym było molo oraz gofry :).




W niedzielę do południa odpoczywaliśmy w Olsztynie, zwiedzając Starówkę i spacerując brzegiem jeziora. Nie spodziewałam się, że Olsztyn może być tak pięknym miastem!


czwartek, 15 września 2016

O życiu słów kilka

Po częstotliwości postów ewidentnie widać, że coś się dzieje w moim życiu. I tu nie mogę powiedzieć kategorycznego "NIE". Niestety, zmiana pracy na "fajniejszą" (czyli tę lepiej płatną :D) wymaga ode mnie też większego nakładu czasu, co niestety ogranicza moje możliwości w blogowaniu, a właściwie w tworzeniu mojego bloga, bo Wasze odwiedzam dość regularnie. 


Co robiłam jak mnie mnie było? Przede wszystkim odpoczywałam w zaciszu rodzinnego domu, bez telefonu, bez komputera i niepotrzebnego zgiełku. Cały tydzień szaleńczo pokonuję mniej lub bardziej potrzebne kilometry, a wieczorami do późnych godzin ślęczę przed komputerem. Warto sobie powiedzieć DOŚĆ i nie pozwolić wejść na głowę, dlatego weekendy i każdą wolną chwikę rezerwuję dla piastowania siebie lub moich bliskich.

Szereg przemyśleń sięga też  szacunku i poważania innych ludzi oraz tego z jakim stosunkiem odbierają i traktują nas inni. W wyścigu szczurów, mniej lub bardziej komercyjnym, czasami gubimy swoją autentyczność, a co za tym idzie swoje prawdziwe JA. Pozwalamy na zmieszanie nas z masą ogólnodostępną, a jednocześnie oczekujemy traktowania nas niczym niejednolite i oryginalne osobowości. Traktując innych z góry nie można spodziewać się oklasków, a raczej stanowczo  i bez oporów, konsekwentnie przyjmować krytykę, bez zbędnych komentarzy. Zdrowe podejście do sytuacji jest istotne nie tylko w życiu rodzinnym, zawodowym, ale także w pasji. Warto znaleźć swoją wewnętrzną granicę, na ile możemy sobie pozwolić lawirować wśród świateł i fleszy, a kiedy zrobić krok do przodu i zostać sobą.

Zapracowany tydzień także zmusił mnie do przemyśleń czego tak naprawdę chcę w życiu i na czym mi przede wszystkim zależy. Chęć gromadzenia nie jest dobrym kierunkiem, a znowu ponad rozsądna roztropność też niczemu nie służy. Poprzez nader dojrzałe spojrzenie na świat często błędnie oceniamy zachodzące zjawiska i podejmujemy niestosowne decyzje. Istotą jest znalezienie kompromisu pomiędzy "TAK" i "NIE" co stanowi naprawdę duży dylemat i prowadzi do wielu wyrzeczeń. Na szczęście mam wspaniałego mężczyznę, który mimo wielu różnych niedogodności zawsze znajdzie złoty środek na każdą sytuację i nawet w najmniej oczekiwanym momencie potrafi mnie pozytywnie zaskoczyć.

W związku z tym, że weekend to priorytetowo odpoczynek. Dawid zadecydował krótko i konkretnie: jedziemy, i prawdopodobnie nad morze, w towarzystwie dwójki znajomych. Jeszcze nie wiem czy dojedziemy i czy pogoda będzie, ale nic nie przeszkodzi nam w spokojnym ładowaniu baterii na nadchodzący tydzień. Poniższe zdjęcia raczej zasugerują jakie mamy plany na weekend - w buteleczkach domowej roboty wiśnióweczka, smażyng, plażing a jak nie to aquaparking :D.





poniedziałek, 5 września 2016

Placek ze śliwkami - prosty przepis

Zaczynając robić zdjęcia do tego postu byłam raczej nastawiona, że post się nie pojawi. Moje zdolności kulinarne są raczej w stanie 5/10, ale chyba najwyższa pora aby to zmienić.
Wyjątkowo nie miałam większych problemów z próbą upieczenia tego ciasta. Poradziłam sobie bez miksera (tylko tradycyjna ubijaczka) oraz bez margaryny w kostce (była margaryna do smarowania :D). Nie mniej jednak SZOK! pierwszy raz nie wyszedł mi zakalec! To coś wyjątkowego!
Przepis jest niezwykle prosty, ale moja radość po wyciągnięciu z blaszki nie-zakalca musiała znaleźć ujście w formie przepisu tutaj :).

Składniki:
4 jajka
1 szklanka cukru
2 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
250 g margaryny
ok 0,5 kg śliwek

1. Wstawiamy piekarnik na 180 stopni, a blaszkę natłuszczamy i osypujemy delikatnie mąką.
2. Oddzielamy żółtka od białek.
3. Białka ubijamy na sztywną pianę.
4. Ciągle ubijając dodajemy cukier.
5. Dalej dodajemy po jednym żółtku, ciągle ubijając.
6. Mieszamy mąkę z proszkiem do pieczenia i przez sitko prószymy do pozostałych składników, ciągle mieszając.
7. Rozpuszczamy margarynę, lekko ostudzamy i dodajemy, ciągle mieszając.
8. Gotową masę umieszczamy w blaszce.
9. Umyte śliwki drylujemy i skórką do ciasta umieszczamy w cieście.
10. Pieczemy 50 minut.



i voila!

Ciasto smakuje wyśmienicie i przede wszystkim nie jest kolejnym zakalcem! Dzisiejsze doświadczenie nauczyło mnie, że nie warto poddawać się po pierwszej czy drugiej próbie, a próbować aż do skutku! I się udało :).




czwartek, 1 września 2016

Wrzesień - mam nadzieję - miesiącem zmian

O ile powinnam rozpocząć takim postem sierpień tak przeciągnęło się to do września! :D Jak piszą poradniki motywacyjne - nie ważne kiedy, ważne, aby w ogóle. Także HEJ! Wrzesień ma być granicą do zmian - nie, nie zmieniam mężczyzny <3, mieszkania ani nawet samochodu. Zmieniam samą siebie! Stawiam sobie niejako zadanie nie-do-wykonania.
Przede wszystkim zmiany będę wprowadzać stopniowo - chcę zmienić sposób żywienia, podejście do życia i znów wprowadzić nieco systematyczności do mojego życia. Wiąże się to przede wszystkim z powrotem do nawyku wczesnego wstawania, regularnego ćwiczenia, piątkowego sprzątania oraz nie odkładania nic na potem. W pewnym sensie dotyczy to też kwestii finansowej :P, bo mam wielkie plany! Oczywiście w żaden sposób nie będę ujmowała sobie spontaniczności, jak było też i do tej pory, jednak czasem dwa razy przemyślę zanim coś kupię, czy zanim coś powiem.
Poza tym, mam też kilka pomysłów na zmiany w moim małym mieszkanku. Jesienią, albo deszczowymi popołudniami najlepiej się tworzy DIY :). Chęć tworzenia nowych elementów podnieca mnie bardziej niż kupowanie gotowych. 

Tak więc czas start! Dzieci idą pierwszy dzień do szkoły, a ja rozpoczynam "metamorfozę"! :)