piątek, 18 maja 2018

Yankee Candle - GARDEN SWEET PEA

Witajcie!
Dziś mam Wam do "pokazania" zapach, który wpadł w moje dłonie przypadkiem, a okazał się.... no właśnie, jak myślicie, zakochałam się czy raczej nie? Zapraszam do czytania postu :).

GARDEN SWEET PEA to kolekcja Classic od Yankee Candle. Aromaty wyczuwalne wg producenta to pnący groszek, gruszka, brzoskwinia, frezja i drzewo różane. Powąchałam opakowanie i z pewnym sceptycznym podejściem pomyślałam "zaryzykuję" i kupiłam. Mam taką zasadę, że do kominka nie sypię dużo wosku, dosłowni może 1/6 tarty skruszam w misę i palę nawet 4 razy (zalety małego mieszkania :D). Woski czasem nawet podczas 5 palenia zachowują swoją intensywność. Dla mnie to mega plus, bo naprawdę oszczędzam na woskach w ten sposób :D.


Wracając do samego zapachu. W opakowaniu, jak wspomniałam, zaryzykowałam. Czułam kwiaty, ale totalnie nie wiedziałam czego się spodziewać po odpaleniu. Pierwsze palenie było takie byle jakie "o, ogród kwiatowy, taki tam byle jaki, zarośnięty trawą, nieopielony", ale drugie palenie... SZOK! W dziwny sposób poczułam jakiś znajomy zapach, który męczył moje wspomnienia przez cały dzień. Kompletnie nie mogłam skojarzyć o co w nim chodzi. Próbowałam skojarzyć każdy ogród, który znałam i w końcu udało się! Nic dziwnego,że trwało to tyle czasu, bo ogród to było nic innego jak plac zabaw w przedszkolu latem! Taki ciepły, słoneczny czerwiec, rok może 95 albo 96 :D, jakiś dzień dziecka. Tak, to był ten zapach! Lekko wyczuwalna świeżo ścięta trawa w towarzystwie kwiatów ogrodowych, które zawsze rosły w rabatkach i skalniakach.
Dawno żaden z wosków nie poruszył moich zmysłów węchu tak mocno! GARDEN SWEET PEA dziękuję! :)

Woski możecie kupić na stronie goodies.pl, a ten konkretny, z moimi wspomnieniami w komplecie <3 TUTAJ :).

wtorek, 15 maja 2018

Maska do skóry głowy - NaturalMe

Witajcie!
Włosy, włosy, włosy... temat numer jeden na niejednym blogu kosmetyczno - urodowym. Cóż - u mnie nie będzie inaczej! Po ciąży troszkę łysieję, ale wierzę w cuda i mam nadzieję, że całkowicie łysa nie będę :D. Jak wiecie (bądź też nie) jakiś czas temu zrobiłam sobie sombre, więc moje włosy podwójnie potrzebowały wsparcia.

Maskę do skóry głowy dostałam na spotkaniu blgerek w Augustowie od firmy NaturalMe i zapraszam Was do zapozmania się z moją opinią.

W ciemnej, plastikowej buteleczce zamknięte jest 75 ml mieszanki przeróżnych dobroci. Wygodny dozownik pozwala idealnie wydobyć oleistą ciecz prosto na skalp. Maska nie spływa ze skóry, idealnie się wmasowuje. Nie zauważyłam jakiegoś szczególnego zapachu (a nawet gdyby był to był przyjemny ;)).

Maskę aplikowałam na skórę głowy co drugie mycie, na noc. Rano myłam głowę - 2 razy baby dreamem, raz zwykłym szamponem - wtedy zmywało się idealnie. Inaczej włosy potrafiły zostawać tłuste i wyglądać na nieświeże. Produkt wydajny, mi starczył na 2 miesiące, obecnie mam już dosłownie odrobinę na dnie butelki.
Efekty były odczuwalne już od pierwszej aplikacji. Wysuszona po zimie skóra głowy od razu przestała swędzieć. To było jak lek na ból :). Poza tym dzięki tej masce przypomniałam sobie o olejowaniu włosów i o tym jak wiele dobrego z tego miałam kiedyś! Także wróciłam do regularnego olejowania, dzięki czemu moje rozjaśniane włosy jeszcze nie zmieniły się w marny puch!

Co do obietnic producenta: 
Czy zapobiega wypadaniu włosów? - w moim przypadku słabo się sprawdził, ale biorę poprawkę, bo wciąż po ciążowe hormony szaleją i wszystko się może zdarzyć.
Czy wzmacnia cebulki? - również trudno mi powiedzieć, jednak mam wrażenie że włosów jakby nieco więcej (baby hair) więc może coś w tym jest.
Czy pielęgnuje skórę głowy? - o tak! :)

Szybko i krótko podsumowując - dla włosomaniaczek i olejomaniaczek jak najbardziej polecam! Bogata i treściwa maska nigdy nie zaszkodzi naszym włosom!



środa, 9 maja 2018

Slim Lipstick Pierre Rene - RICH FAMOUS

Witajcie!
Piękna pogoda sprzyja do spacerów i wylegiwania się na Słońcu. Ja niestety ze względu na problemy ze znamionami raczej unikam opalania się, ale spacery w filtrach jak najbardziej są teraz moim ulubionym zajęciem.
Dziś pokazuję Wam bardzo ciekawą pomadkę, powiedziałabym wersja kieszonkowa. To mały, piękny róż od Pierre Rene w o numerze 25, czyli RICH FAMOUS.
Zdecydowanie przeważają tu zalety, a mianowicie:
- piękny różowy kolor, nie wymaga, idealne krycie już za pierwszym pociągnięciem, chociaż producent zaleca nakładanie pędzelkiem,
- trwałość, nawet po jedzeniu idealnie się trzyma, równo się zjada,
- zapach, jakby waniliowy, słodki, przyjemny,
- ładne, eleganckie opakowanie,
- cena - 19 zł.

Cóż, wad się nie doszukałam. Może poza tym (ale to nie wada), że przyzwyczaiłam się do matowych pomadek, które nie pozostawiają śladu np. na kubku, tutaj jest inaczej. Czasem widzę moje buziaki na Oli :D. Wszakże większość pomadek tak ma.
A w gratisie dziś coś, czego dawno nie było - JA! I pomadka na moich ustach. Zdjęcie z serii #nofilter, także kolor nieprzekłamany. To tak zamiast swatcha na ręku ;) - INSTAGRAM!



Pomadkę miałam okazję testować dzięki Face&look

czwartek, 3 maja 2018

Zmysłowo pachnący duet - Le Petit Marseiliais

Witajcie!
To już moja 3 kampania wśród ambasadorek LPM! Tym bardziej się cieszę, że tym razem wśród ambasadorów jest także płeć męska ;). Jako ambasadorzy zostaliśmy obdarowani żelami do kąpieli w wersji damskiej i męskiej. Ciekawi jesteście dalszej części? :) Zapraszam!


Wersja damska - Śródziemnomorski granat
Czego się powinniśmy spodziewać? Słodki, rześki i lekko owocowy zapach zamknięty w różowej żelowej konsystencji. Jak przystało na żele LPM idealnie się pieni, nie wysusza, jeszcze przez jakiś czas delikatnie rozpieszcza nasze nozdrza i starcza na długo. Wersji z granatem idealnie sprawdza się w upalne dni, odświeża i odpręża.





Męski zapach to istny szał dla nosa! Czerwona Pomarańcza i szafran podbiła nie tylko serce mojego partnera, ale także i moje. Wszakże wyszło i tak, że tym razem do testów przystąpił mój tato, któremu ta męska mieszanka jest jak najbardziej w gust, a Dawid zwyczajnie zapomniał żelu ze sobą.
Faceci, jak to faceci nie są jakoś szczególnie wymagający odnośnie żeli pod prysznic. Musiałam na własnej skórze sprawdzić czy warto ;).
Lekko różowany żel to idealna męska, a zarazem owocowa kompilacja zapachów, jakby lekko ziołowa, ale z domieszką słodkości pomarańczy. Przyjemnie się pieni, myje i naprawdę niesamowicie odświeża! Tak jak poprzednik, jeszcze przez jakiś czas czuć świeży zapach na skórze. Nie wysusza, nie podrażnia i jest bardzo wydajny, chociaż w przypadku mężczyzn którzy używają "all in one" (żel i szampon :D) oczywiście starczy na krócej.

Jeżeli chodzi o zmysłowość tego duetu to naprawdę jest nienagannie! LPM jak zwykle spisało się na medal!
Szkoda tylko, że nie mogę się cieszyć z tego duetu we dwoje... cóż, taka jest kolej rzeczy, nadrobimy kolejnym razem, ważne, że sercem tworzymy idealna parę <3, a tym czasem tato też ma trochę radości z kąpieli :D.
Jednakże nie zmienia to faktu, że wraz z Dawidem tworzymy idealny duet! a wiadomo, co nas nie zabije to wzmocni! ;)