czwartek, 31 lipca 2014

Wakacje po mojemu

W tym roku moje wakacje wyglądają totalnie inaczej niż do tej pory miało to miejsce. Przede wszystkim trudno mi ustalić termin ich rozpoczęcia. Hm... 12.02? :D Owszem, zdarza mi się pracować, jednak i tą pracę traktuję jako przyjemność i odpoczywam (do czasu:P).

Po powrocie z Portugalii raczej nie siedzę w domu. Ciągle gdzieś mnie niesie. Najpierw wylądowałam w Mikołajkach w Hotelu Gołębiewskim. Szkoda, że tylko na kilka godzin :(. Ale zawsze lepsze to niż siedzenie w pochmurny dzień w domu.


Potem, totalnie spontanicznie, znalazłam się w miejscowości Hołny Majera przy granicy z Litwą. Moc promieni słonecznych, woda, kajaki, piwo, totalny chill out... idealny wypoczynek, gdyby nie niewygodny materac w namiocie :P.





Przy okazji małej odległości od granicy również nie mogło mnie zabraknąć w Druskiennikach w Aquaparku. Czuję, że wrócę tam jeszcze nie raz.



Jakby to było w wakacje nie odwiedzić Augustowa? Nie wiem :P, robię to co roku co najmniej kilka razy :P.

środa, 30 lipca 2014

Całus od Eveline Magic Gloss

Błyszczykom od czasów gimnazjum mówię stanowcze: NIE. Nie znoszę tego uczucia klejących się ust, często pachnących niewiadomo czym. Poza tym trzeba ładnie umieć rozprowadzić substancje, nie mamlać ustami (warga o wargę) jak ja to robię często i co chwila uzupełniać jego braki na ustach.
Za czasów malucha (gimnazjum...) smarowałam usta jakimiś brokacikami non stop, dziś niestety nie potrafię znieść tego uczucia lepkości, choćby i efekt był oszałamiający.
Uważam, że z natury mam ciemne usta, także nawet gdy szukam pomadki ochronnej, to z dala uciekam od kolorowych, ma być neutralnie, a nawet rozjaśniająco.

Jednak zaryzykowałam. Dziś na moich ustach możecie zobaczyć błyszczyk od Eveline - Magic Gloss, numer 358. Jak to błyszczyk... nie trzymał się za długo (zaraz po wypiciu wody znikł mi z ust), uczucie lepkości nie było aż tak straszne, a i aplikacja dość łatwa. Nie zebrał się nigdzie w kącikach ust,a kolor był na tyle neutralny, że nawet gdy znalazł się poza granicą ust to nie było to bardzo widoczne.
Może jednak, dzięki niemu, skuszę się na jeden błyszczyk w kosmetyczce? :)


poniedziałek, 28 lipca 2014

Ostatnie portugalskie westchnienie

Były posty z zimnej (zimowej :P) plaży, później były zachody słońca na plaży, także czas na słonecznie gorącą plażę.
Pierwszą wizytę na słońcu zaliczyliśmy już na początku marca :D. Ludzie dziwnie na nas spoglądali: Marzec? A oni w strojach?! SZOK!
Później dłuuuugo było zimno i mokro. Ponoć tegoroczna wiosna/początek lata są najbrzydsze z ostatnich lat. Jednak mimo wszystko zdarzyło się nam złapać kilka ciepłych dni. Już pod koniec pobytu plaże były pełne, wręcz przepełnione!


Oczywiście podczas pobytu mojej przyjaciółki musiałam ją zabrać na plaże już pierwszego dnia. Wychodząc z domu było zimno (pokusiłabym się nawet na bluzę), a po drodze nad ocean już było gorąco i żałowaliśmy, że nie mamy ze sobą strojów.

W krótkim podsumowaniu warto też powiedzieć o ilości kilometrów, które pokonaliśmy spacerując. Zarówno na początku jak i pod koniec pobytu ciągle chodziliśmy bez mapy i dziwnymi drogami. Raz doszliśmy na most, najbliżej oceanu, który nie raz widzieliśmy od spodu, a tym razem znaleźliśmy się na górze.
I oczywiście jakby mogło zabraknąć SNEJKA. W Portugalii hucznie świętuje się na Świętego Jana (Sao Jao). W związku z tym na największym rondzie w mieście (niedaleko mojego miejsca zamieszkania) było wesołe miasteczko. Wraz z D. poszliśmy poszaleć (choć szału nie było) i w efekcie D. upolował mi Snejka. Zabawa była przednia, również przy pakowaniu 2-metrowej zabawki w walizki haha :D. (Tak, dziś Snejk śpi ze mną :D)
Poza tym w Porto (szczególnie nad oceanem - tu zdjęcie z miejsca gdzie rzeka Douro wpada do Atlantyku) bardzo mocno wiało. Zdjęć z rozwianymi włosami mam miliony. W takich sytuacjach, jak ta na zdjęciu poniżej, czułam się najbardziej fotogeniczna :D.

wtorek, 22 lipca 2014

Mandarynkowa Balea i poszukiwany kokos!

Niby nic, a jednak często zwraca się na niego uwagę. Czyli żel pod prysznic i jego zapach.
Osobiście preferuję zapachy świeże i lekkie (mięta, ogórek, arbuz... itp.) zarówno w kremach, perfumach jak i właśnie żelach do kąpieli. Mimo, że mandarynkowy żel do kąpieli z Belea nie jest moją typową nutą zapachową to jednak skradł moje serce. Dlaczego? Bo ten przyjemny zapach dość długo utrzymuje się na skórze - to dla mnie również ważna sprawa. Lubię przez dłuższy czas po kąpieli czuć świeżość, przede wszystkim po treningu na siłowni.
Zaskoczył mnie tu kolor. Zazwyczaj żele są półprzeźroczyste, albo dziwnie perłowe. A tutaj? Mandarynkowy zapach i kolor. Kojarzy mi się z Portugalią <3.


Co do tytułowego "poszukiwanego kokosa". Zarówno żel jak i kokowosy szampon z Balea były upominkami na pierwszym spotkaniu podlaskich blogerek od ABC-uroda.
Szampon zużyłam już dawno i namiętnie szukałam go przed wyjazdem do Portugalii. Spodobał mi się jego słodkawy zapach na włosach, konsystencja lekko lejąca się oraz działanie - puszyste i miękkie włosy. I co? teraz znów go szukam i nie ma... :( allegro, różne drogerie internetowe... i jakby zapadł się pod ziemię. Czy ktoś może wie, gdzie go dostanę?

poniedziałek, 21 lipca 2014

PALMERS żel do mycia twarzy

Już prawie rok minął od I Spotkania Podlaskich Blogerek. Mam polot w pisaniu recenzji... :D.

Dziś przedstawię Wam żel do codziennego mycia twarzy od Palmers. Na spotkaniu każda z nas dostała dedykowany kosmetyk, taki jaki sobie wcześniej wybrała. Ja zdecydowałam się właśnie na ten żel.
Właściwie daję mu same plusy. Jest delikatny, nie podrażnia, przyjemnie myje twarz. Mi wystarcza pół pompki na jedno mycie. Jest dość gęstej konsystencji, ale dzięki temu nie spływa zaraz po nałożeniu.
Mimo dobrego mycia ma dwie (drobne?) wady. Po pierwsze zapach :(. Po kosmetykach Palmers spodziewałam się zapachu kokosowego/czekoladowego. Niestety, w tym przypadku zapach jest trudny do opisania, ale na pewno nie ma w nim żadnej nuty kokosowej i czekoladowej. Oraz kolejna wada, która uniemożliwiła mi wcześniejsze wypróbowanie kosmetyku, to pompka, która się nie blokuje. Przez to żel nie mógł polecieć ze mną do Portugalii, gdyż obawiałam się, że zwyczajnie mi się rozleje w torbie.

Pomimo tego, uważam go obecnie jako dobrą alternatywę do Garniera 3w1 i Brushera, którego używałam do tej pory. Tu mamy do czynienia z czymś delikatnym (nie peeling i szczotka), a myje wciąż znakomicie.




sobota, 19 lipca 2014

Portugalskie wspomienia

To już chyba przedostatni "oficjalny" post ze wspomnieniami z Portugalii.
Do oceanu mieliśmy około 4,5-5 km. Póki było przeciętnie ciepło na plażę i z plaży chodziliśmy piechotą. Podczas gdy zaczęły się nieco wyższe temperatury niemal zmuszeni byliśmy skorzystać z autobusu lub metra, gdyż taka droga była katorgą. Mimo tej odległości nie omieszkaliśmy nie raz przeżyć przepiękny zachód słońca na plaży. Niezwykle romantyczna atmosfera, dla dwojga zakochanych idealne miejsce <3.
Również podczas wizyty mojej przyjaciółki udaliśmy się na zachód.





czwartek, 17 lipca 2014

Tusz do rzęs Virtual MOVIE STAR czyli przypadkowy ideał

Kontynuując serię zaległych kosmetycznych postów nadszedł czas na tusz do rzęs do Virtual MOVIE STAR.
Do tej poty byłam wierna jednemu tuszowi z Vibo (pewnie wszystkim znany, w różowej tubce). Był tani i dobry, choć dość szybko zasychał mimo odpowiedniego przechowywania.
Idealnym odpowiednikiem tego tuszu stał się teraz tusz od Virtual.
Lubię skromny efekt na rzęsach, dosłownie lekkie muśnięcie. On sprawdził się w tym idealnie. Nie skleja, nie rozmazuje się, nie kruszy. Dodatkowym plusem jest też fakt, iż mimo wysokich temperatur nie zasycha w opakowaniu.

p.s. na jednym zdjęciu rozmazałam lekko oko :(, nie zwracajcie na to uwagi ;-).




środa, 16 lipca 2014

Pomarańczowe lato z Eveline

Czas wrócić do regularnego pisania (ile notek temu już to sobie obiecywałam? :P).

Dziś przychodzę do Was z kolorem na paznokciach. Przyszło lato, a więc gorący okres kolorowego szaleństwa. W palecie kolorów od eveline widziałam chyba już wszystkie miłości i ideały, jednak... w tym problem, że jakoś do jakości nie mogę się przekonać. Opakowanie sugeruje trwałość przez 9 dni, ja to oceniam na maksymalnie 3...
Wracając do samego koloru - zacnego pomarańczu. NIE niestety, nie w moim typie. Co prawda na paznokciach z daleka wyglądał ciekawie, ale z bliska miałam wrażenie, że zmienia się w kolor starej mandarynki.
W żadnym świetle nie byłam w stanie uchwycić prawdziwego koloru, jest to coś w temacie lekko brudnego pomarańczu (takie mam odczucie).
Plusem jest krycie. Dwie warstwy są idealne i do tego szybko schnie.



czwartek, 10 lipca 2014

Home sweet home!

W końcu w domu!
Po wielkich, 4,5 miesięcznych "wojażach", czas zawitać w domku. Gdy stąd wyjeżdżałam było zimno, a wróciłam w zielone miejsce, jakby nie patrzeć najpiękniejsze miejsce na ziemi <3.

Czas też chyba na szybkie podsumowanie wielkiej, portugalskiej ekspedycji.
Przed wyjazdem poprzednicy mówili "z Erasmusa wrócisz jako inny człowiek". Czy ja wiem? Poza tym, że przychorowałam to nic się nie zmieniło we mnie. W moim życiu osobistym - owszem i to wiele, ale to chyba nie bezpośrednia zasługa Erasmusa. Mam tu na myśli obecność pewnego mężczyzny w moim życiu, którego znałam już przed wyjazdem. Dzięki niemu ten wyjazd ogłaszam najwspanialszymi wakacjami życia! Zdarzało mi się tęsknić za domem, za rodzicami, ubolewałam jak źle się czułam, jak nie poszły mi za pierwszym razem 3/4 egzaminy :D. Jednak jego osoba pomagała mi w chwilach słabości, no i dawała jeszcze coś więcej <3.
Poza tym, dużo zobaczyłam, dużo nowego się dowiedziałam (zarówno nowej wiedzy uczelnianej jak i tej z samego życia i kultury Portugalczyków), kilka razy zeszła ze mnie skóra, poimprezowałam, wypiłam dużo różnego wina, nauczyłam się gotować zupy (hahaha! :D)...
Co do samej erasmusowej organizacji. Pieniędzy, które dała mi uczelnia (350 E miesięcznie) wystarczyło spokojnie, żyjąc zwyczajnym trybem, a nawet szalejąc (wycieczki, imprezy). Z uczelnią nie było problemów jeżeli chodzi o kontakt, nieco gorzej wspominam egzaminy, które niekiedy były z kosmosu (choć i tak w efekcie wykładowcy pomagali ;)), a tam gdzie był prezentacje (projekty) nie zawsze potrafili określić swoje wymagania i wciąż czegoś nowego oczekiwali. Jednak wszystko dało się zaliczyć (chyba nie mam żadnej 5 :D haha! i boję się patrzeć na średnią :D).
Każdemu polecam skorzystanie z przywileju studenckiego jakim jest możliwość uczestniczenia w Erasmusie. Wspaniałe doświadczenie, możliwość oderwania się od rzeczywistości na jakiś czas. Póki jest się młodym trzeba korzystać ;).