wtorek, 29 marca 2016

Bania Agafii - rosyjska natura

Ostatnio Kosmetyczna Hedonistka dała mi pewną zagwozdkę. Nie raz pisałam, że jestem fanką jej włosów i jest moją największą inspiracją. Uważam, że osoba mająca tak piękne włosy musi znać się na ich pielęgnacji lepiej niż nie jeden dobry fryzjer. I chyba mam rację. Ostatnia sugestia dotyczyła szamponów i odżywek, tutaj cytuję fragment jednego z postów: Istnieją trzy grupy składników, które najczęściej znajdziemy w odżywkach. Są to emolienty, humektanty i proteiny. Dwie pierwsze grupy są raczej bezpieczne i nawet w nadmiarze nie spowodują uszkodzenia włosów. LINK
To straszne, że mimo, że byłam tego świadoma, totalnie nie stosowałam się do tego! Jeden z jej ostatnich postów, w którym było odnośnik do owego cytatu, przypomniał mi o tym.
Akurat złożyło się tak, że kilka dni wcześniej zmieniłam i szampon i odżywkę i akurat tak się złożyło na taki, którego właśnie potrzebują moje włosy. Cóż za zbieg okoliczności!
Moje włosy miały niejako krótki kryzys. Stały się zbyt dużym puchem, oklapniętym u nasady i trudnym do okiełznania. Od kilku umyć problem znikł.

Kosmetyki do BANIA AGAFII są naturalnymi kosmetykami bez parabenów i SLSów. Szampon ładnie oczyszcza, co czuć już przy spłukiwaniu - włosy stają się szorstkie i tępe, jednak w odróżnieniu do np. baby dream nie plącze i się ładnie pieni. Aha i zapach <3 to największa zalety! Świeży i taki typowo mój! Oczywiście zastosowanie odżywki jest koniecznie, co redukuje efekt szorstkości. Włosy są miękkie, błyszczące i wyraźnie wygładzone. Działanie - ochrona koloru - trudno ocenić, gdyż włosów nie malowałam już od ponad roku!! :D Samo opakowanie to kwestia sporna. Sam fakt nakrętki jest ciekawym rozwiązaniem, jednak wciąż mało praktycznym w szamponach. Nieco lepiej sprawdzało się to w peelingach.

Cena: ok. 6-7 zł/ 100 ml


Przypominam o losowaniu! :)
>>> KLIK <<<








środa, 23 marca 2016

Spring time - czyli przywołujemy wiosnę z Esentrie

Dziś znów rozpoczynam dzień od wizyty słodkiego słoneczka za moim oknem, cudowne uczucie! Wiosna już na dobre próbuje wskoczyć w nasz codzienny rytuał życia. I bardzo dobrze, bo właśnie promienie słoneczne poprawiają mi humor jak nikt inny (poza D. ;)). 
Okres wiosenny to też najlepszy moment, aby przygotować swoje ciało do lata, ale nie tylko ćwiczeniami poprawiając sprawność i sylwetkę, ale przede wszystkim przygotować skórę na dotyk słońca i świeżego powietrza. Powiedzcie mi, jak to jest z Waszymi stopami? Jak często dbacie o nie? Przyznam się, że miałam taki okres w życiu, że zapomniałam o pumeksie i w sumie nie czułam potrzeby pokazywania stóp. Zmieniło się to kilka lat temu, kiedy kupiłam piękne sandałki. Początkowo nie mogłam ich nosić, bo stan moich stóp był raczej na 2 w skali 1-5 :D. Trochę czasu mi zajęło, aby doprowadzić je do ładu i obiecałam sobie, że już nigdy więcej! I od tamtej pory regularnie złuszczam naskórek i kremuję stopy. 
Właściwie stopa przyjmie wszystko, każdy krem. Nie oczekuję tutaj efektu WOW, bo zawsze pojawi się zrogowaciały naskórek, niezależnie od tego jak dobrego kremu użyjemy. Moim jedynym wymogiem jest ładny zapach (hehe), brak efektu chłodzenia i cena.


Dziś zaprezentuję Wam krem do stóp, który ma jeszcze jedną zaletę - jest duży, czyli na długo wystarczy. Zapach ma przeciętny, jednak nie intensywny, także bardzo szybko pozbywam się go spod nosa, co prawda nazwa "spring time" pasuje - taki jakby słodko kwiatowy. Cena 12 zł/15 ml - atrakcyjna! TUTAJ dostępny.

Efekty: Zawsze aplikuję krem po kąpieli (co 2 dni) i zakładam bawełniane skarpetki. Rano stopy są jeszcze delikatnie w kremie, więc płuczę je i czuję naprawdę przyjemną miękkość. Uważam, że idealnie zaczyna nawilżać moje stopy. Skóra jest przyjemna, ma zdrowy wygląd. Nawet paznokcie stały się ładniejsze - jaśniejsze, czyli zdrowsze. Znikły nieestetyczne, suche skórki. Do tego ładne opakowanie - choć ta zakrętka czasem mnie irytuje, to wynagradza estetycznością.


Wszystko to prezent od ESENTRIE! Dodam także, że wszystkie zakupy w tym sklepie pakowane są GRATIS w przepiękne pudełeczka! To dodaje uroku i elegancji!

Powyżej zdjęcie pudełeczka i innego produktu, o którym napisze za jakiś czas ;-) a poniżej nasze zdjęcie z Mikołajkowego spotkania podlaskich blogerek, na którym zostałyśmy obdarowane owymi pudełeczkami.
Przypominam o losowaniu! :)
>>> KLIK <<<





poniedziałek, 21 marca 2016

Kinect Training NIKE

Ostatnio poczyniliśmy inwestycję, do której początkowo byłam nastawiona bardzo sceptycznie - XBOX 360. Dlaczego byłam na nie? gra na konsoli to totalna strata czasu, który można przeznaczyć na zrobienie czegoś bardziej produktywnego. Jedynym "TAK" był fakt, że kolega na pewnie czas pożyczył nam sensor KINECT, który pozwala połączyć przyjemne z pożytecznym - zabawę i sport. Od razu w prezencie od mojego D. dostałam Kinect Training od NIKE, co właściwe nas dwoje zmotywowało do ćwiczeń. 

Trudno nazwać to grą, czy też aplikacją. Jest to forma treningu personalnego, gdzie wybieramy swojego trenera, a on mierzy nam parametry różnymi ćwiczeniami i dopasowuje trening. Faktycznie, może nie jest to w 100% idealne dopasowanie, ale wbrew pozorom sensor wykrywa wiele drobnych nieciągłości w sylwetce czy wykonywaniu ćwiczeń i zwraca nam uwagę.


Ustawiamy jakich efektów oczekujemy po treningu - mój trening ma za zadanie wzmocnić mięśnie. Sesja trwa około 30 min z przerwami. Jest to intensywny i mega wyczerpujący trening. Można go zrobić powtórnie. Myślałam, że jestem w dobrej formie, ponieważ 2 razy w tygodniu przebiegałam 8 km! a tutaj takie zaskoczenie, bo po pierwszym treningu ledwo podniosłam się z podłogi ze zmęczenia :D. 

Ćwiczenia są proste, a jednak efektywne. Ponadto ich intensywność podnosi jakość treningu. Ustawiamy także dni, w których ćwiczymy, a nasz trener dopasowuje nam ćwiczenia. Forma ćwiczeń opiera się na wykorzystaniu ciężaru własnego ciała, co pozwala jeszcze bardziej uprosić trening. Każda z sesji rozpoczyna się rozgrzewką i kończy wyciszeniem.

Ciekawa jestem swoich efektów po 4 tygodniach regularnych treningów! :)

Zalety:
- możesz ćwiczyć zawsze kiedy chcesz, niezależnie od warunków pogodowych,
- nie musisz wychodzić z domu, żeby ćwiczyć, robisz to w przerwie miedzy nauką, pracą czy obiadem,
- stosunkowo niski koszt - cena od 69 do 79 zł (zakładając, ze ma się konsolę z kinectem),
- wrażenie indywidualnego zainteresowania nami przez trenera,
- mniej lub bardziej dokładne pomiary spalonych kalorii, czy punktów za wykonane ćwiczenia, które służą jako motywator (Dawid jeszcze nie wie, że chcę go pobić jego rekord :D).

Wady:
- potrzeba miejsca i przestrzeni oraz stabilnego podłoża (my musieliśmy przestawić kanapę :D),
- koszt związany z zakupem konsoli i kinecta,
- potrzeba systematyczności - ujęta jako wada każdego treningu :D
- brakuje mi tutaj przypomnień trenera o oddechu i napisaniu brzucha - tak jak było to u Chodakowskiej




A poza tym przypominam o losowaniu! :)
>>> KLIK <<<






niedziela, 13 marca 2016

Projekt denko - marzec

Projekt denko miałam przygotowany już od dawna, ale dziś, dzięki pięknej, słonecznej pogodzie, postanowiłam go opracować i Wam przedstawić :). Ponadto, mam nadzieję, że takie posty "podsumowujące" będą pokazywały się częściej a na moim blogu nie zabraknie nowości wraz z nadejściem wiosny.

1. Tran z rekina - DOMOWA APTECZKA, 165 ml. Jak na tran jest bardzo pyszny (prawna z opakowania!). Piłam go dwa razy dziennie, przez około 1,5 miesiąca regularnie. Zimę przetrwałam bez chorób! Mam zamiar znów wzbogacić swoją dietę o tran, nieważne czy pitny czy w kapsułkach.

2. Pilomac Henna Wax - prezent z wymianki na spotkaniu blogowym. Zapach ma specyfiuczny, jak profesjonalne kosmetyki fryzjerskie. Nie mniej jednak działanie ma przeciętne. Nakładałam przed myciem (jako maskę) oraz po myciu (jako odżywkę). Włosy były lekko ujarzmione, ale nie obciążone. Jednak nieprzyjemny, chemiczny zapach trzymał się za długo.
 3. Clean &clear przeciw wągrom, peelingujący żel - służył mi około 5-6 miesięcy codziennego używania. Delikatny peeling był idealny do mojej cery. Z czystym sumieniem mógł zastąpić Garniera, którego używałam do tej pory. To moje drugie, skończone opakowanie. Na razie mój nr 1.

4. Colgate Plax whitening - płyn jak płyn, najpierw odświeżał oddech i dawał uczucie świeżości, jednak po około godzinie miałam wrażenie suchości w ustach, co było nieprzyjemne i uciążliwe.

5. Fa magic oil, żel pod prysznic - żel jak żel, w klasycznej, praktycznej butelce, w której jednak czasem zawodził klik, w dobrej konsystencji. Wady? Zapach! Myślę, że to kwestia indywidualna, ale mi zapach dziwnie przypominał dym z shishy albo z tureckich bazarów. Było to trudne do zaakceptowania, bo zapach na skórze utrzymywał się stosunkowo dość długo. Może inne nuty zapachowe byłby lepsze.


6. Amaderm - krem do stóp z urea - tutaj pisałam o nim opinię KLIK

7. Pianka do pielęgnacji stóp - innowacyjna forma, szczerze mówiąc, bardzo ciekawa. Zamiast kremu aplikujemy na stopy piankę, taką sama jak tą do włosów. Dość długo się wchłania, ale po założeniu bawełnianych skarpetek nie robi to problemu. stopy są miękkie i delikatne. Zapach słodki, ale nie klejący. Jednak miałam problem z aplikacją - wydobywało mi się za dużo kosmetyku na raz i zwyczajnie się marnował - stąd też słaba wydajność.

8. Babydream, szampon - klasyk. Do oczyszczenia włosów raz na 2 tyg. - idealny! Używałam go także do mycia pędzi, czy zmywania olejów z włosów. Niezastąpiony, w idealnej cenie.
Nie zapomnijcie o losowaniu! Do wylosowania żółta glinka! Zapraszam! :)
>>> KLIK <<<


środa, 9 marca 2016

Wiosenne losowanie! Glinka od COBEST

Podejrzewam, że to tylko jeden, przelotny dzień tego słońca, ale dziś od rana jest pięknie i słonecznie - liczę, że zostanie tak na dłużej, choć to marne szanse, bo na jutro zapowiadają już deszcz. Niemniej jednak to poranne słońce natchnęło mnie do zorganizowania wiosennego rozdania. Każda z nas potrzebuje chwili dla siebie, swojej urody, delikatnego, domowego spa. 

Do wylosowania jest żółta glinka - sponsorem jest firma COBEST,
Zasady są proste:
1. Musisz być obserwatorem mojego bloga.
2. Polajkować fun page firmy Cobest KLIK
3. W komentarzu pod tym postem napisać swojego maila kontaktowego.
4. Możesz też udostępnić tę informację na swoim blogu lub funpage :).



Rozdanie trwa równo miesiąc - czyli do 9.04. 2016 i w ciągu 3 dni po zakończeniu wylosuję zwycięzcę oraz skontaktuję się z nim :).

Poniżej prezentuję Wam opinię o niebieskiej glince, którą miałam okazję testować.
Zacznę od tego, że pierwszy raz sama aplikowałam glinkę. Do małej miseczki wrzuciłam ok. 2 małych łyżeczek glinki i dodałam odrobinę ciepłej wody (jeżeli naleje się za dużo trzeba odczekać aż wyparuje, albo zlać). Podejrzewam, że nie wskazane jest używanie metalowych łyżek, ale cóż... :).
Błotną papkę łyżeczką nakładałam na całą twarz. Fajnie się trzyma i nie wpływa. Czekałam aż do całkowitego wyschnięta, w moim przypadku ok. 30 min (za długo) i zmywałam ciepłą wodą. Na początku próbowałam wacikami, ale to mozolna praca, łatwiej wejść pod prysznic i się umyć razem z dokładnym myciem twarzy. Trochę brudzi, ale łatwo zmywa się ze zlewu czy brodzika. Trzeba jednak uważać, bo drobinkami można podrażnić sobie skórę, więc podczas zmywania nie szorujemy. Po pierwszej aplikacji byłam przerażona. Moja twarz była niesamowicie czerwona i myślałam, że dostała uczulenia. Po około 1h zaczerwienienie znikło, a cera była miękka, delikatna i wyraźnie nawilżona. Po 3 aplikacjach (raz w tygodniu) zauważyłam, że ziarnista i szara cera zaczyna znów nabierać blasku. Serdecznie polecam dla osób cierpliwych, ale i też pragnących ładnego wyglądu! :)
cena : 24 zł/ 120 g




wtorek, 8 marca 2016

Po pierwsze - spełniaj marzenia!

Dzień Kobiet... cóż za cudowne święto. Właśnie tego dnia powinnyśmy się pochylić nad tym co jest ważne dla nas w życiu. Owszem, kwiaty, czekoladki, miłe słowo od naszego mężczyzny - ale na to zasługujemy codziennie, a nie tylko od święta ;).
Nie jestem absolutnie feministką czy też nie propaguję równouprawnienia, natomiast uważam, że zarówno kobieta jak i mężczyzna dobrze wyglądają w kuchni czy z mopem. Serio :D. 
Kilka moich rad,które przynajmniej mi pozwalają pamiętać o tym, że nie można zapomnieć o tym kim się jest :)

1. Spełniaj marzenia i realizuj się.
Marzysz o czymś? Nowa sukienka, nowy zapach, podróże, nowe kursy? Dąż do tego. Nikt nie może blokować twoich marzeń, bo to Twoje życie. 

2. Walcz o swoje.
Co prawda z głową i rozsądkiem, ale warto mieć swoje własne zdanie i potrafić je wyrazić na tyle uprzejmie, aby nie zranić innych. Nie daj się stłamsić przez coś lub kogoś, bo masz takie samo prawo do walki o swoje.

3. Dbaj o siebie.
Otoczenie Ci mówi - ej i tak jesteś ładna - a Ty czujesz, że przytyłaś, albo pogorszyła się Twoja cera? Nie słuchaj innych :) to ty masz się dobrze czuć, a nie akceptować swoje wady, bo tak inni robią.

4. Ciesz się z małych rzeczy.
W tym tkwi cały sens. Nie martw się za dużo, a szukaj tylko powodów do radości w każdej chwili. Najdrobniejsza sprawa powinna powodować, że na Twojej twarzy pojawi się uśmiech!

5. Żyj dla siebie, a później dla innych.
Kwintesencja tego, co było wyżej - najpierw TY - nie egoistycznie i bezwzględnie, ale "po pierwsze", a później inni. Ktoś powie - a dzieci? - myślę, że da się pogodzić swoje potrzeby z potrzebami dzieci, tak samo jak innych :).

Bądźmy kobietami, damami i szczęśliwymi osobami - i niech świat akceptuje nas, a nie my dopasowujemy się do niego, czyż nie? :)

środa, 2 marca 2016

Nails party - krótkie paznokcie nie muszą być nudne!

Ostatnio zmagam się z pękającymi, wręcz łamiącymi się, paznokciami. Rozdwajają się niesamowicie, są cienkie, delikatne, a w efekcie krótkie i takie... byle jakie. Już przyzwyczaiłam się, że miałam ładne, zadbane, odpowiedniej długości płytkę. Teraz, niestety, męczę się z maluchami, które już średnio mi się podobają. Nie zdecyduję się na przedłużanie ani inne zabiegi, więc jestem zmuszona odhodować je przy użyciu tradycyjnych metod - odżywka Eveline, cytryna oraz skrzyp polny.

Mimo, że płytka jest mała (krótka? jakkolwiek) staram się czasem coś zmalować, żeby nie było tak spokojnie. Przy okazji zaprezentuję Wam mój HIT i mój KIT wśród lakierów.

Pierwszy jest lakier od Lovely. Kupiłam go kiedyś totalnie przypadkiem i okazał się cudem! Po pierwsze kolor jest idealnym różem! Aplikacja - dwie warstwy to czasem przesada, a trwałość to nawet 5 dni bez odprysków! (p.s. tutaj jeszcze na względnie długich paznokciach)

Oczywiście wszelakie kombinacje 2-kolorowe nie są mi obce i uwielbiam tak łączyć ze sobą kolory, szukając tego połączenia, które wypadnie najlepiej, W tym przypadku użyłam powyższego różu z Lovely oraz błyszczącej szarości od Essence. W związku z tym, że szarość mieni się na różowo stwierdziłam, że będzie pasować.
Tutaj już widać, że paznokcie są w warstwy.... ehh


Kolejny mix to mój niezawodny błyskotek z Wibo - mam go już tyle lat i za każdym razem lubię do niego wracać. W sumie myślałam, że to on jest ciemny, ale  lakier od Clolor CLUB jest o wiele ciemniejszy... ale i też trudniejszy. Cieniutki pędzelek, średnia konsystencja przyprawia mnie o torsje i nerwy. Trudno go nałożyć równo, bez zacieków i bez umazania się na około - widać to z resztą. Co do trwałości - Wibo wymiata, drugi po 2 dniach już były odpryski... Poza tym kolor zdecydowanie nie mój - za ciemny.
Ciemne kolory mają to co siebie, że widać każde niedociągnięcie. Są bardzo trudne w aplikacji, a przy odpryskach widać to bardzo wyraźnie. Niestety też ładnie uwydatniają każdą nierówność na płytce i zdecydowanie lepiej wyglądają na dłuższym paznokciu.


Ostatni to nudziak z Celia. Takie kolory mają to do siebie, że nie widać za mocno odprysków. To jego zaleta, bo odpryski były szybko... po jakiś 2-3 dniach (W sumie okres klasyczny...) jednak kolor pozwolił nosić go kilka dni dłużej :D.