piątek, 28 lutego 2020

Bourjois Mascara Twist up the Volume

Witajcie!
Powiedzcie, że też tak macie, że znajdziecie kosmetyk niemal ideał, dopasowany do Waszych potrzeb idealnie i potem takie rozczarowanie...

Tak, tak było z tym tuszem... ale dlaczego? Czytajcie wpis do końca ;)


Zacznę od opakowania. Tusz mamy w elegancko wyglądającym opakowaniu, czarny ze złotymi elementami. Kolor tuszu to czerń, innego nie używam. Innowacyjną opcją jest podwójna opcja zmiany szczoteczki poprzez przekręcenie na górze zatyczki. Na opcji 1 mamy wydłużenie i rozczesanie rzęs, na opcji 2 podkręcenie. Z reguły używam tylko tej pierwszej opcji, ale czasem i pokuszę się na 2.



Tusz dobrze trzyma się na rzęsach. Szczoteczka dobrze je rozczesuje dając efekt naprawdę długich (a przy użyciu opcji 2 także delikatnie podkręconych). Tusz się nie osypuje, nie grudkuje, dobrze zmywa zwykłym płynem micelarnym. Jest wydajny i nie zasycha w tubce. Na zdjęciu poniżej widzicie porównanie: prawa strona to rzęsy po użyciu dwóch opcji, lewa czysta.
Lubię taki nieprzesadzony efekt, zaznaczona obecność rzęs, ale nie sztuczne patyczki jak się czasem zdarza. Pod tym względem ideał.

Jak widać same plusy i superlatywy. Co spowodowało moje rozczarowanie? CENA. W rossmannie w regularnej sprzedaży kosztuje 60.99 zł! Jednak widzę, że w drogeriach internetowych można go nabyć za ok 20-25 zł. Dlatego też poczekam na jakiś dzień darmowej dostawy, albo inną akcję. Powiem szczerze, że przyzwyczajona do kupowania tuszu Lovely (około 12-15 zł) nie miałbym sumienia wydać na maskarę 60 zł! Nawet w rossmannowskiej promocji nie wypada dobrze ;).

czwartek, 20 lutego 2020

Mesoboost V-Shape Face Cream

Witajcie!
Pomimo zimowych miesięcy możemy odczuć jednak zdecydowaną obecność wiosny. A jak wiosna to i jakoś bardziej myślimy o sobie, być może dlatego, że dzień dłuższy, więcej światła, więcej widzimy.
Dziś prezentuję Wam krem do twarzy, taki nietypowy - modelujący owal twarzy Mesoboost V-Shape Face Cream. O ile jest przeciwzmarszczkowy i wygładzający to przede wszystkim ma niwelować tkankę tłuszczową w okolicy podbródka.

Sama marka Mesoboost znana była mi z profesjonalnych kosmetyków, szczególnie w gabinetach kosmetycznych. Jednak ten krem jest z tzw "home edition", więc do użytku w domu.

Producent zapewnia, że obiecane efekty uzyskamy dzięki zawartości kwasu hyaluronowego, kofeiny, eskulliny i centelli azjatyckiej, a to bezpośrednio wpływa na odbudowę włókien elastyny i kolagenu.
Sam krem zamknięty jest w plastikowej tubce z praktycznym dozownikiem - pompką. Niezwykłe ułatwienie w aplikacji produktu! Do kolejnych zalet należy doliczyć zapach! Znacie perfumy od Escada? Nie wiem który, ale któryś zapach jest zamknięty w tym kremie! Słodko - świeży.


Produkt bardzo szybko wchłania się w skórę, nie pozostawiając żadnej warstwy. Mogę się nawet pokusić o stwierdzenie, że nadaje się pod makijaż. Jest lekki i delikatny (pomimo wyraźnie odczuwanego zapachu).

Może nie zauważyłam specjalnie spektakularnych efektów, ale faktycznie napina skórę, co zauważyłam w okolicy policzków i brody. Nie jest to kosmetyk, który zniweluje hodowany od lat drugi podbródek czy dobrze zagnieżdżone zmarszczki, ale faktycznie działa na tyle i się da się bez ingerencji skalpela czy wstrzykiwania kwasów.
Cena może odstraszać 30 ml kosztuje ok. 100 zł, ale jest to dość wydajny krem. Dla samego zapachu można się pokusić, chociaż i efekty nie są takie najgorsze!

środa, 5 lutego 2020

Kerastase Elixir Ultime olejek nadający blask włosom - FRYZOMANIA.PL

Witajcie!
Jak możecie zauważyć w moich ostatnich postach dość często piszę o włosach - to mój numer jeden jeżeli chodzi o pielęgnację! Szczególnie, że po prawie dwóch latach zdecydowałam się na zmianę koloru i wdrożyłam intensywną pielęgnację.

Na prawdziwe efekty na włosach trzeba cierpliwie poczekać - nie zawsze jedno użycie nowego kosmetyku naprawi lata złej pielęgnacji, dlatego efekt jaki mam dziś powstawał już od kilku miesięcy.

Dziś przyszedł czas na serum, które wygląda jak złoto! Ale czy jest złotem?

Szklaną buteleczkę z pompką najpierw okrywa złoty kartonik. Wygląda to niezwykle ekskluzywnie. Z resztą, ta marka zawsze kojarzyła mi się z wyższą półką, cena sama mówi za siebie. Sama buteleczka też nie odstaje w szeregu, wnętrze wygląda jakby mieniło się złotem - to chyba alegoria blasku, o którym mówi producent. Samo serum jest oleiste, w lekko żółtawym odcieniu.

Z samych obietnic producenta, poza blaskiem, mamy też zapewnienie o poskromieniu elektryzujących i puszących się włosów (jak raz na sezon grzewczy i czapki!) oraz nadanie włosom miękkości i gładkości. Ponadto serum powinno zapewnić: 
- długotrwałe nawilżenie,
- odżywienie i regenerację,
- domknięcie łuski włosa,
- zahamowanie procesu wypadania włosów,
- pomoc w pozbyciu się łupieżu.

Skład do mieszanka trzech olejów: arganowy (moje włosy go uwielbiają!), kameliowy (ten również!) oraz z zarodków kukurydzy (nie znałam go wcześniej).

Sposób użycia: Stosowałam serum na dwa sposoby. Na mokre włosy (przed suszeniem suszarką) i na suche włosy. Za każdym razem aplikowałam niecałe dwie pompki oleistej cieczy na włosy poniżej linii ucha. Nie odważyłam się aplikować na skalp (jeżeli już to spróbowałabym jednak przed myciem) - co prawda producent nie mówi, na której długości włosa aplikować, ale domyślam się, że po prostu obciążyło by to włosy, powodując efekt przetłuszczonych.

Efekty: Jak wspomniałam na samym początku o włosy dbam nie tylko samym serum, chociaż uważam, że odgrywa kluczową rolę w ich pielęgnacji. Zdecydowanie lepiej włosy zachowują się kiedy aplikuję serum na mokre i suszę suszarką (ponoć serum chroni włosy do temperatury 250stopni). Włosy są miękkie, jedwabiste, nie elektryzują się, a końcówki nie wyglądają na zniszczone. Dodatkowo serum bardzo ładnie pachnie i zapach dość długo utrzymuje się na włosach (Wg. producenta to piżmo, nuty drzewne, fiołek, frezja i mandarynki).

Serum miałam okazję testować dzięki hurtowni fryzomania.pl