Witajcie!
Znacie kosmetyki mineralne? Dla mnie to kompletna nowość w kolorówce, choć nie powiem, że o nich nie słyszałam. Pudry, podkłady, cienie, korektory... a u mnie padło na Lili Lolo Big LASH Marcara, czyli po prostu tusz do rzęs.. Pierwszy raz operowałam naturalną maskarą, pozbawioną elementów potencjalnie drażniących i alergizujących jak np. sadza lub DEA.
Pierwsze co widzimy to piękne, proste, czarno białe, tekturowe opakowanie. Wewnątrz jest 6,5 ml, klasyczna tubka tuszu ze szczotką. Poniżej macie zdjęcie szczoteczki, pozornie dość prostej w obsłudze. O ile opakowanie wygląda tak zwyczajnie, a jednak pięknie (mnie przekonuje!) to tubka jest taka jakby matowa i pięknie przywiera do niej podkład czy puder, więc trzymana w klasycznej damskiej kosmetyczce wygląda po prostu nieestetycznie (a była taka piękna!). Poza tym ładnie się domyka nawet po miesiącu aplikacji, gdzie zazwyczaj inne opakowania po kilku użyciach mają z tym problem (nie wiem dlaczego?).
Efekt widać poniżej. Dodam, że rzęsy były czyste, bez jakiegokolwiek primera, henny i zalotki.
Ja osiągnęłam swój efekt, przypomnę, że nie lubię przerysowania, a zaznaczenie. Prosta aplikacja, bez problemów można dowolnie operować szczoteczką i unikać zbędnych chlapnięć, delikatnie sunie po włoskach pięknie je rozdzielając (chociaż patrząc na szczoteczkę miałam wrażenie, że będzie jedno wielkie, sklejone coś). Kosmetyku wydobywa się tyle ile powinno i tyle też trafia na rzęsy.
Maskara się nie kruszy, nie osypuje i nie ma efektu pandy. Nie skleja i nie obciąża. Na prawym oku widać delikatne skulkowanie, ale to niestety wina mojego pośpiechu (to samo nierozczesana lewa brew... :D). Oczywiście nie uczula i nie podrażnia (no chyba, że mówimy o cenie!)
Maskarę można dostać już od 68 zł.
Kolejnym kosmetykiem, który wpadł w moje rączki jest korektor w żółtym (nie moim!) odcieniu i takim to sposobem nie jestem w stanie go zrecenzować... wierzę w jego dobro na słowo :).
Poza tym, tak samo jak poprzednik, piękne proste, a zarazem efektowne opakowanie, zaopatrzone w lustereczko. Obawiaj się jednak, że tak jak poprzednik, w kosmetyczce zamieni się w nieestetycznego brudziocha.
Za 5g produktu zapłacimy od 50 zł.