czwartek, 30 października 2014

O wielkich narzekaniach studenta...

Jesień ciągnie się okropnie długo. Łącznie z zimą trwa chyba 360 dni, a wiosna i lato skondensowana jest w te 4-5 pozostałych dni... Cóż, nie ukrywam, chcę już wakacje!
Na uczelni każdy dorzuca coś od siebie. Tyle przedmiotów, a jak w liceum, każdy najważniejszy! a najlepiej jeszcze przypomnieć, że zaraz koniec semestru (halo! dopiero się zaczął!). Miliony jakiś dziwnych projektów, prezentacji i bóg wie czego... no jestem w szoku. Ostatni rok, jak ogólnie cała magisterka, miał być taka lajtowy... a to był dobry chwyt marketingowy moich wykładowców, przez których teraz siedzę ubabrana po uszy, zamiast relaksować się WIEDZĄ w Poznaniu... ot masz :( zaśmiecam myśli w Białymstoku.

Kolejnie tułaczka. To trochę u siebie, to trochę u Dawida, to trochę na uczelni... gdzie jeszcze mnie zaniesie? no czekam. Nie to żebym narzekała, ale wszelakie plany, jakie były kiedykolwiek podejmowane, zdążały do stabilizacji, a tutaj z dnia na dzień co raz to nowsze informacje i newsy. Z lekka już mnie to męczy, ale czekam.
Poza tym totalnie nic. Może tylko fakt, że moje ciało przechodzi pewną metamorfozę. Ciekawi? Wszystko w swoim czasie, ale przyznam się szczerze - było "strasznie", jest "dobrze", czekam na "rewelacyjnie"! Lecz przede mną jeszcze długa droga!

wtorek, 28 października 2014

Szybko, półsmacznie, tanio - Sushi!

Sushi to przysmak, który już jakiś czas temu skradł mi serce. Nic też dziwnego, że uwielbiam je jeść! Niestety, Dawid nie... :( także wizyty w barze sushi mogę uskuteczniać tylko z koleżankami :P, albo sama... :)
Ostatnio, podczas spontanicznego, samotnego, wypadu na zakupy skusiłam się na mały zestaw sushi w barze Sushi to go. Przyznam się szczerze, że nie przepadam za kawałkami, które mają wiele składników... wolę pojedyncze smaki i małe kawałki. Te były zdecydowanie za duże i musiałam gryźć na dwa, albo i 3 razy. Co do smaku jednak, skuszę się jeszcze nie raz! Wbrew moim przypuszczeniom smakowały dość nieźle, szczególnie jak na sushi w wydaniu fastfood :D.
Cena (7,90 zł/ 5 kawałków, 9,90zł/ 6 kawałków) jest dość zachęcająca i pewnie znów, gdy dopadnie mnie ogromna chęć na małe co nie co, wpadnę do galerii po małą porcję sushi :)


środa, 22 października 2014

Wszyscy mają Yankiee mam i ja!

Dłuuugo zabierałam się do zakupu pierwszego wosku. Kominek mam od dawna (dostałam go na pierwszym spotkaniu bloggerek od Aroma Group). Używałam go raczej w formie tradycyjnej - na dole świeczka, a na górze woda z olejkami zapachowymi (pomarańczowy rządził długo!).

W piątek, uciekając z zajęć, postanowiłam, że nawiedzę, często polecane przez Ewę, miejsce, a mianowicie Wyspę Zapachów. Znając już dylematy dziewczyn, które nie widzą co wybrać, wiedziałam, że muszę się szybko zdecydować. Przemiła ekspedientka od razu poleciła mi kilka zapachów, które zaczęły odpowiadać moim gustom.

Po pierwsze chciałam coś owocowego, cytrusowego, mam MARGERITĘ.
Później coś owocowego, ale słodszego, mam JAGODĘ.
W ramach stonowania chciałam coś delikatnego, mam KOKOS.


Wzięłam celowo 3 zapachy, gdyż była promocja 3 za 18 zł, gdzie normalnie zapłaciłabym 21. Niewielkie kuszenie, ale chwyt marketingowy jest :D.
Znacie te zapachy? Co o nich sądzicie? :)
Pierwsze odpalenie kominka za mną! Pod ostrzał poszła Margerita. Pachnie kwaśno, owocowo, kojarzy mi się z jakimś bazarem z egzotycznymi owocami :). Zapach było czuć w pokoju jeszcze długo, a właściwie do następnego dnia rano :). Długo się pali. Zapach było czuć w całym domu!
p.s. Wy też macie takie wrażenie, że wyglądają jak takie słodkie, cukrowe babeczki... do schrupania? :D

Woski Yankee Candle możecie dostać w sklepie goodies.pl, a ten konkretny TUTAJ.



niedziela, 19 października 2014

7. Nie kradnij!

"Kopiowanie" w internecie to nic innego jak kradzież. Choć chyba nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. W żaden sposób nie narzucam tu do przekonań religijnych i dekalogu, to chyba w kwestii etycznego i moralnego zachowania przestrzegać się powinno pewnych zasad, nie w myśl "zasady są po to, aby je łamać" jak to przyjęło się w wielu społeczeństwach (chyba szczególnie tych wschodnich...).
Mam na swoim blogu zainstalowaną wtyczkę (jakkolwiek to nazwać?) TYNT (LINK), która pokazuje co zostało skradzione z mojego bloga. Przyznam się szczerze, że początkowo dość często sprawdzałam co mi sieć zabiera, przez to też przez jakiś czas podpisywałam zdjęcia. Przestałam i kontrolować i podpisywać, bo nagle raz na 3 miesiące ktoś kradł fragment tekstu, który był np. zacytowanym tekstem piosenki. Wiadomo, coś umieszcza się w internecie narażone jest na straty.
Zmartwiło mnie jednak ostatnie zdarzenie. Około 3 tygodni temu brat mnie spytał czy przeglądam stronę demotywatory.pl - NIE, nie przeglądam. Bo jak się okazało zostało tam pokazane zdjęcie, mojego autorstwa, znalezione na moim blogu (nigdzie indziej nie publikowane). Nie ma na nim mnie, ani nic też nieprzyzwoitego, ale wciąż jest fakt - TO JEST MOJE!
Zdjęcie mojego kota. Cokolwiek autor miał na myśli... szkoda, że w bezczelny sposób posiłkował się zdjęciem mojego autorstwa....

Sama popieram wszelkie działania związane z walką z kradzieżą w internecie, jak wspomniałam na początku - to jest nieetycznie i nie moralne. Gdy publikuję jakieś zdjęcie z internetu zawsze podaję adres źródła, albo w przypadku kopiowania z czyjegoś bloga informuję także jego właściciela o takim zajściu (chyba tylko raz był w pis, w którym użyłam zdjęć z czyiś blogów, gdzie autorzy byli poinformowani).
Już od dawna na moim blogu (prawy dolny róg)  znajduje się baner informujący o tym, że zamieszczanie zdjęć bez podania źródła to kradzież. Zapraszam Was do przyłączenia się do tej akcji: LINK.



czwartek, 16 października 2014

Projekt włosy!

Pisałam już o magicznych płynach, które wpływają na porost moich włosów (pokrzywa i woda brzozowa). Powiem szczerze, że zapuszczam włosy już miliony lat, ale nigdy nie przywiązywałam większej wagi do tego jak je pielęgnować. Im dłuższe tym większej pielęgnacji potrzebują.
Trudno mi jest robić zdjęcia w tych samych miejscach i odległościach od aparatu stąd też różne ujęcia. Mniej więcej widać jednak długość, która na przestrzeni dwóch lat może nieznacznie się zmieniała, ale ja widzę zdecydowaną różnicę, co najmniej 10 centymetrów. Były ścinane, podcinane, stopniowane... aż są teraz puszczone samowolnie! Jest też różnica koloru (obecnie, ostatnie zdjęcie, czekoladowy brąz z Palette i raczej tak już zostanie :))
Włosy niestety suszę, myję co dwa dni i męczę ciepłem, choć i tak zrezygnowałam z prostownicy. Wciąż szukam idealnego rozwiązania na najlepszą pielęgnację :)
Teraz akcja pielęgnacja! Złogi olei i innych specyfików czas wlać na włosy (albo we włosy? ;-)). Następna aktualizacja w grudniu <3





wtorek, 14 października 2014

Różowe landryneczki

Chińskie centra w Porto posiadały w wielkiej mierze dosłownie ten sam asortyment. Nie biegałam po drogeriach, bo zwyczajnie nie widziałam potrzeby płacenia więcej, za to samo :D. Takim sposobem wpadł w moje ręce, a właściwie na moje paznokcie landrynkowy róż za całe 1 Euro!

Powiedziałabym, że lakier cudo. Ładnie się maluje, szybko schnie, 3 warstwy kryją idealnie i .... bez odprysków już 5 dzień! ;o
Żeby nie kolor, którego nie trawi mój chłopak :D, malowałabym się nim częściej :D.



czwartek, 9 października 2014

Nie lubię się malować

Tak jak w tytule :P. Make up "no make up" w moim wydaniu to niekiedy tylko podkreślenie oka. Zdecydowałam się znów na ciemny kolor włosów i w takim wypadku bez makijażu wyglądam jak śmierć. Znów próbuję przyzwyczaić się do eyelinera, którego ostatni raz używałam miliony lat temu. Nie lubię "przemalowania", miliona warstw, albo czarnego oka, gdzie kreska kończy się na uchu, a cienie gdzieś na czole.
Brak dużej ilości szpachli na twarz traktuję jako receptę na zdrową i czystą skórę. Odkąd maluję się zdecydowanie mniej (od momentu przyjazdu do Portugalii, czyli 8 miesięcy) naprawdę sporadycznie mam gości-kosmitów na twarzy, co było moim problemem do tej pory. Nie ukrywam też, że w makijażu, szczególnie mam na myśli podkład, czuję się sztucznie, klejąco i nieświeżo.
p.s. na drugim zdjęciu wyglądam jakbym miała rozmazane oko :D, jednak nie, to tylko cień tak dziwnie pada :P.

A to moje malowidła. Nic wielkiego, bo i tego właśnie potrzebuję. Ze względu na skromną potrzebę użycia podkładu jest on niesamowicie wydajny. Mam zanotowane, że podkład i puder kupiłam 22 listopada 2013, podczas 40% obniżki w rossmannie. Jak widać, puder jak nowy, podkładu w okolicach połowy. Niezły wynik WPIS. Tuszu używam zdecydowanie częściej, ale też nie codziennie. W wakacje gościł na rzęsach może max 5 razy. Wciąż mam ten sam tusz, o którym pisałam Wam jeszcze z Portugalii, to udowadnia jego trwałość i wydajność WPIS. O eyelinerze nie pisałam, ale też niewiele dobrego napisałabym o nim. Dostałam go ze Stanów. Początkowo był niezły, ale teraz po całym dniu na powiece zamienia się w ciemne cienie wokół oka. Nie wart uwagi na dłuższe wyjścia.
p.s. czasem muskam policzki różem, tym zwyczajnym z Wibo. Jest niezły, mam go już 4 lata i wciąż jak nowy.
Moje małe studio make up'owe. Przy komputerze mam dobre światło, naturalne, dlatego też dokładnie widzę kolory, a jednocześnie unikam wielkiej pomyłki z przemalowaniem.


wtorek, 7 października 2014

O miłości kilka pięknych słów

Dostałam przyzwolenie, a wręcz rozkaz :D pokazania kim jest ten co serce mi bez reszty skradł. Do tej pory prosił o anonimowość i nieudostępniane jego wizerunku, a teraz sam to zaproponował.
Nasza historia jest tak filmowa, że niejeden nazwałby ją fikcją i daleko trzymał od rzeczywistości. Jednak miłość do drugiej osoby potrafi pokonać nawet tysiące kilometrów i wszystkie inne przeszkody, które stają na drodze. We dwoje walczymy o swoje - NASZE - wspólne szczęście. Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie wiedząc, że jego ramiona czuwają nade mną i moje serce bije tylko dla niego.
Proszę Państwa, Przedstawiam Wam najszczęśliwszą parę na świecie. W debiucie mr Dawid! :D
Piękni, Młodzi, Zakochani <3








czwartek, 2 października 2014

Błękity jednak są ok

Moje zderzenie z jakimkolwiek niebieskim na paznokciach ma swoje złe wspomnienia (osobiste sprawy :P) dlatego też po pewnym czasie totalnie nie przepadałam za tym kolorem w tej formie. Po długiej przerwie odważyłam się na błękit, jednak, mimo, że teraz żałuję, oddałam go.
W Portugalii, gdzie pełno chińskich sklepów, za szalone 1 Euro kupiłam nowy błękit. Użyłam go raz lub dwa i leżał w pudełku nieużywany. Ostatnio spojrzałam na niego i jakoś uśmiechnął się do mnie. Chwilę potem już był na moich paznokciach, z moim ulubionym kiedyś brokatowym granatem od Wibo.
Spodobało mi się również to połączenie gładkiego lakieru z brokatem na kilku paznokciach (lub też innym kolorem po prostu). Myślę, że często będę wracać do takich połączeń i kombinacji z różnymi kolorami.
Moje paznokcie są w trakcie kuracji Eveline z diamentem, stąd suche skórki. Zaledwie dwa tygodnie a już widzę znaczącą poprawę stanu moich paznokci!