czwartek, 27 czerwca 2013

Lato odeszło...

I znów mamy ponure niebo, niską temperaturę. Wczoraj rano spojrzałam przez okno - "a, pewnie się rozpogodzi". Wskoczyłam w poniższy strój, zmarzłam jak tylko się da, ale nie wróciłam do domu się przebrać haha. Dziś już ubiorę się cieplej. Mam nadzieję, że jak już zacznę wakacje na dobre to pogoda wróci!

Kota mojego pamiętacie? Ona jak zwykle pozuje do zdjęć, chętna do fotografowania. Tutaj akurat poetycko prosi o wpuszczenie jej do domu.
Jako, że sezon na truskawki powoli dobiega końca korzystam z ostatnich chwil i konsumuję je tonami. To nic, że potem boli brzuch... :D Dla takiej przyjemności warto! Wczoraj były koktajle z truskawką, bananami i mlekiem, dziś zamiast banana jest grapefruit.
Sebastian vel fotograf potrafi sobie żartować. "Zrób zdjęcie bez mojej głowy". Ta dam!

Zabieg bańką chińską znacie? Dobry na cellulit, rozjaśnia rozstępy, ujędrnia skórę. Miałam ostatnio okazję skorzystać z kilku zabiegów w salonie masażu. Widać efekty, szczególnie te w formie siniaków :P, choć wierzę, że systematyczne zabiegi poprawią moje nogi :).
Coś z kosmetyków. Bio Oil. Zachwalany przez tyle osób, ciekawe jak na mnie zadziała. Mam trochę rozstępów, choć "trochę" to mało powiedziane. Jeżeli spektakularnych efektów nie będę to znów ozwę coś "bublem", a może uzyska miano "odkrycia". Obecnie jest promocja w rossmanie, 29,99.
Żeby nie zapomnieć, mam nowy termin obrony, w najbliższą środę. Cóż za szkoda, bo tyle imprez czeka... a tu uczyć się trzeba. Jak obiecałam w poprzedniej notce, są zdjęcia mojego stroju. "A na obronę idę tak": Spódnica mosquito, z uroczą kokardką z tyłu i mgiełka z mohito. Do tego średniej wysokości czarne, matowe szpilki z CCC i włosy upięte w kok.

Zdjęcie średniej jakości, bo robione już na wieczór.


wtorek, 25 czerwca 2013

Długa opowieść o życiu

Zmienili mi termin obrony w taki sposób, że nie wiadomo kiedy ona będzie tak naprawdę ... Tak to już jest na Uczelniach Wyższych... Takim to sposobem mam nieokreślony czas gratis na naukę, a znając mnie pewnie i tak go zmarnuję na byle głupoty :D.

Za miesiąc ślub mojego brata. Razem z S. jesteśmy starszymi (dlaczego?!), a ja dopiero jutro robię konkretne podchody po sukienkę. Nie należę do zdecydowanych klientek, więc moja wizyta pewnie zakończy się rozczarowaniem. Nie mogę założyć żadnej z moich dwóch ulubionych sukienek, gdyż na każdej rodzinnej imprezie je mam.
Byłam już w jednym z białostockich centrów chińskich i szału nie ma jak na wesele, choć ogólnie całkiem fajne szmatki są.
Zdjęcia byle jakie, ale co nieco widać. Nawet S. pobawił się w modela :D. On preferuje tą różowo-czarną, ja tą drugą (ma lekko dłuższy tył), choć i tak nie na wesele.
Przemierzyłam też ogrom sklepów w poszukiwaniu stroju na obronę. Wiadomo, trzeba elegancko, z klasą, ale bez przepychu. Ogólnie lubię eleganckie ubrania więc wolałam kupić już coś, co założę nie raz. Ale NIE! Można załamać ręce jak się mierzy 34 i jest za duże, po czym przez internet zamawiam M i jest ok ... Jaka firma takie rozmiary. 
Ogólnie już mam strój, pokażę może w następnym wpisie. Ale spodobała mi się ta bluzka ze zdjęcia poniżej, tylko ze względu na kołnierzyk. Jednak zrezygnowałam, bo miała baskinkowe wykończenie w talii, a spódnica też jest rozkloszowana, wyglądałabym jak beza :D

Padłam też ofiarą wspaniałych przepisów mytrueself.pinger.pl . Śliczna dziewczyna, z wielkim talentem kulinarnych, pozytywnie naładowana, uwielbiam :).
Pizza smakowała wszystkim, choć może wcale nie była taka niskokaloryczna. Nie mniej jednak z dwojga złego wolę tę wersję włoskiego przysmaku!

A na koniec foteczka mojego bratanka, który uroczo śpi w moim łóżku, bo u cioci tak dobrze się śpi <3. W te upały na prawdę trudno jest znaleźć chłodne miejsce, gdzie dwuletnie dziecko może w spokoju się zdrzemnąć.


Co więcej, zostałam zaproszona na pierwsze spotkanie białostockich blogerek. Co prawda większość z nich (chyba wszystkie :P) to blogerki kosmetyczne... ale chyba czymś je przekonałam skoro ja, freestylowa :D, też zostałam zaproszona.

czwartek, 20 czerwca 2013

oh yeah!

No i się zaczęło!
Spontaniczna wizyta u promotora zakończyła się wyznaczeniem terminu obrony 28.06. Super!
Mam tydzień na nauczenie się 60 pytań :D, chill out.


/ takie tam śmieszki do aparatu /



no to cześć!

;-)





Oprócz błękitnego nieba .....



niedziela, 16 czerwca 2013

Na dachu świata

W związku z tym, że moje studia nieubłaganie dobiegają końca, a wiele z nas pójdzie w swoją nową stronę, imprezujemy pełną parą. Prawdopodobnie po zakończeniu semestru będzie trudno nam się spotkać w większym gronie. Praca, obowiązki i kilometry rozdzielą nas na 3 miesiące, albo i na zawsze. Póki jest się młodym trzeba korzystać ze swawoli i sielanki i szaleć :).

W taki to sposób we wtorek balowaliśmy na dachu wieżowca na obrzeżach miasta. Co śmieszniejsze, całkiem niedaleko (dosłownie rzut beretem) od naszego wydziału :D. Ja napawałam swą duszę przepięknym zachodem słońca, a potem zabawą i śpiewami. Oczywiście nie obyło się bez "nieproszonych gości" i mamy teraz do zapłacenia dość spory mandat :D. Razem z S. wróciliśmy do domu ostatnim autobusem, a impreza jeszcze długo trwała w najlepsze... bo kiedy imprezować jak nie teraz :).






piątek, 14 czerwca 2013

Sesjo - wyczuwam koniec!

Tak! Przede mną jeszcze ostatni egzamin, czekam na wyniki 3 zaliczeń... i obrona :D. W następnym tyg. lecę nuż drukować pracę i będę z promotorem ustalała termin obrony. Wczoraj zdałam sobie sprawę, że bardziej martwię się o to co ubiorę niż czy będę miała wystarczającą wiedzę... :D.

Z każdym dniem też mam bałagan w głowie, bo nie wiem co dalej... czy zostać tutaj, w Białymstoku, przy rodzicach i kilku najlepszych przyjaciołach, czy uciec na te dwa lata... a jak uciec to gdzie? Mąci mi w głowie Poznań, Kraków.... Magisterkę muszę/chcę zrobić.
Trochę trudno będzie mi się rozstać z najbliższymi. Szczególnie z rodzicami. Wiem, że za wielu nowych przyjaciół nie poznam, a starych nie zabiorę ze sobą. Nie wiem też czy S. ze mną pojedzie czy zostanie tutaj i przerobimy nasz związek na "weekendowy".
Jedno jest pewne - składam papiery w 2-3 miejsca, a potem będę się mocniej zamartwiać co wybrać :P.

Jak bałagan w głowie to i bałagan w pokoju. Tak po 2-óch tygodniach przerywanej nauki wyglądał mój pokój! Na szczęście wczoraj pokusiłam się o gest i go wysprzątałam!


poniedziałek, 10 czerwca 2013

Matrix Moisture

Czyli wpis o tym jak wpakować 60 zł w błoto...

Fryzjerka szczerze poleciła mi te specyfiki. Około 10 kwietnia rozpoczęła używanie tego szamponu. Czyli jakby nie patrzeć - 2 miesiące. Używałam tylko jego, myłam włosy co 2-3 dni, ograniczyłam suszarkę do minimum, zero prostownicy i lokówki.

Pierwsze użycie i efekt WOW! miękkie, pachnące, rozczesywały się mistrzowsko! Myślałam, że zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Ale nie. Szybko skończyła się moja radość.

Jeszcze kilka pierwszych umyć było genialnie. Tak, jak mogłabym sobie wymarzyć. I skończyło się.
Włosy wróciły do swojego stanu sprzed całej zabawy. Czyli : spuszone, dwukrotnie rozdwojone ;/, poplątane... nie takie jak być powinny. Jedyny plus to taki, że spokojnie mogłam nie myć głowy na drugi dzień, włosy były świeże, choć trochę oklapnięte, ale nie tłuste.

Jednym słowem - bubel po całości.


Aktualizacja włosowa względem tego wpisu : KLIK
Czyli właściwie żadnych zmian. Z długości nic, z wyglądu nic... 

Teraz czas na kolejne próby. Rossmanowa oferta mnie rozczarowała, bo chciałam tą inną odżywkę z Aussie co wszyscy zachwalają, ale póki co niech będzie ta. Lada dzień rozpocznie się testowanie. Macie jakieś doświadczenie z tą marką?





Dziewczyny!!!!

Wcale nie jestem w ciąży :D.
To taki mały test, ile może zdziałać internet jednym zdjęciem, nawet bez podpisu.
Ale to nic złego.... na fecebook'u znajomi też już nam gratulowali :D

Więc nie bierzcie tego do głowy! :D ja po prostu mam taki brzuch naturalnie :D.

Póki co w moim życiu jest tylko jeden Bąbel - bratanek. I póki co, nie próbujmy tego zmieniać :).



czwartek, 6 czerwca 2013

piekielna awaria ...:(

Jeszcze wczoraj rano robiłam zdjęcia. Kiedy po południu zasiadałam do nauki pomyślałam, że zrobię jeszcze jakieś zdjęcia na bloga... i wtedy KONIEC! Aparat się włączył, obiektyw wyszedł... i już się nie schował...
Aparat ma chyba z 8 lat, byłam do niego bardzo przywiązania. Był mały, poręczny, porządny, a do tego robił całkiem dobre zdjęcia jak na zwykłą cyfrówkę. I padł.
W serwisie Pan powiedział, że naprawa obiektywu to koszt 100-150 zł. No tak, ale mój aparat NOWY wart jest 150 zł :D.

Takim to sposobem czekam na powrót mamy z wakacji, aby negocjować CO DALEJ?

Lustrzanka? Trochę żałuję pieniążków, z resztą to zajmuje dużo miejsca, jest nieporęczne, a ja znowuż nie jestem takim artystą co potrzebuje wspaniałego aparatu (hipsters... heu heu heu) :D.

Chciałabym coś małego, poręcznego i równie trwałego jak mój 8-letni Sony Cybershot. Myślę, że w 500 zł zmieszczę się wybierając coś fajnego. Co więcej mam nadzieję, że to będzie lada dzień. Wakacje za pasem, a ja bez aparatu? ;o

zdjęcie prze-stare :P


poniedziałek, 3 czerwca 2013

Mdłe piękności na paznokciu!

Odnalazłam kolejny ideał na moje paznokcie!
Kolor - bajeczny! Mdły, brudny róż... nie wiem jak go opisać. Wygląda zwyczajnie, ale idealnie <3.
Pędzelek, mimo, że jest szeroki (co zawsze sprawiało mi wielkie problemy) to tym razem okazał się strzałem w 10! Jedno pociągnięcie pędzelka i Voilà! (poza kciukiem :P)
Na paznokciu mam tylko jedną warstwę, dwudniową z resztą. Krycie jest o tyle dobre, że nawet nie smarowałam drugiej warstwy. Z pośpiechu nie przeciągnęłam też bezbarwnym... i już dwa dni sprzątania się trzyma.
ideał <3