poniedziałek, 30 września 2013

Dziewczyny na Politechnikę !

Co prawda mój kierunek to żaden politechniczny (zarządzanie usługami turystycznymi), ale co tam! :D Od dziś znów jestem studentką Politechniki Białostockiej i w taki o to sposób jadę na pierwsze (ostatnie?:D) wykłady. Plan mam iście z piekła. Chyba ktoś wiedział, że bardzo chciałam iść do pracy i wyjść na swoje i takim to przypadkiem jestem na uczelni od poniedziałku do piątku w godzinach od 8 do 21.... <yeah>.
Jeżeli rozumieć stwierdzenie "jaki pierwszy dzień, taki cały rok" to mamy problem. Co prawda wykłady dopiero na 14, ale miałam piękne plany na 9 jechać do biblioteki. Tak... o 10 dopiero się obudziłam. Ale dlaczego? ;o Budzik wyłączyłam prawdopodobnie przez sen... ciekawe jak ja wstanę we czwartek na 8.15... (czyli pobudka o 6).
Dziś jeszcze jadę do galerii kupić bilety na mecz. Nie powiem, troszkę się w to wkręciłam i hymn Jagiellonii nucę w każdym momencie jak tylko zerknę na bilety :D. LoL. Szkoda, że teraz na stadionie jest już zimno i kibicowanie muszę przerywać grzaniem rąk w rękawiczkach.
Do tego moje ambitne plany. Kupiłam bilet do Szkocji. Tak. Lecę na tydzień do Martusi. Nie wiem jak to pogodzę z uczelnią, ale lecę :D.
Do tego, Matrusi siostra, Ewa, przeprowadziła się do Warszawy. Oczywiście i tam będę ladze dzień :D. To właśnie z Ewa lecimy do Szkocji. Ojjjjj będzie się działo :D.
Więcej? Erasmus! Pamiętam jak na pierwszym stopniu obiecałam sobie, że pojadę. Nawet zdałam testy językowe. Nie wyszło. Teraz nie odpuszczę! Jak tylko zakończy się to całe bieganie na uczelni, związane z załatwianiem grup itd. to śmigam do opiekuna Erasmus'ów, wszystko załatwiam i na semestr letni wybywam. OBY się udało i obym mogła jako student II stopnia.

Zdjęcia miały być nerd'owskie. Podróbki ray ban'ów :D, oczywiście zeróweczki, bo do okulisty jeszcze nie dojechałam. W szkłach odbija się moja rąsia - spoko :D. I nie wiem, czy lepsze zdjęcia w lustrze, na tle zabałaganionego pokoju, czy z widoczną rączką... :P. Traktujcie je z przymrużeniem oka ;-).
Na ostatnim zdjęci zestaw studencki ;D.









piątek, 27 września 2013

Metamorfoza?

Trzy lata temu zaczynałam studia. Nie wiedziałam co to będzie. Na pewno miało być inaczej, a to czy gorzej czy lepiej to nikt nie potrafił mi powiedzieć, przecież każdy inaczej to wszystko przechodzi.
Czego nauczyłam się na studiach, poza milionem słów wiedzy bezużytecznej w życiu codziennym?
A no nauczyłam się wstawać na kacu i żyć. To takie płytkie, ale kiedy jak nie teraz? ;>
Przede wszystkim nauczyłam się imprezować, a nie przesiadywać wszystkie wieczory w domu. Miasto po to organizuje te wszystkie imprezy, aby na nie chodzić. Pijąc, czy nie pijąc... fajnie czasem gdzieś wyskoczyć, poznać kogoś nowego, miło spędzić czas.
Studia nauczyły mnie też przyjaźni. Wiem, że wiele z zawartych znajomości pójdzie w zapomnienie, ale tak samo wiele nich zostanie na długie lata ( OBY ! ).
Przez studia wiele razy byłam "na krawędzi" finansowej, psychicznej, fizycznej... ale co nas nie zabije to wzmocni :P.
Od poniedziałku czas na magisterkę. Kilka osób ze starej ekipy idzie razem, reszta o ile na uczelni nie będzie widywana, tak poza nią dalej będzie z nami ;-).

A co z tytułem notki?
No właśnie. Mentalnie może trochę dorosłam, może moja zachowanie się zmieniło, nastawienie do pewnych spraw czy problemów.
Ale wygląd? Sami oceńcie :P. Niektórzy twierdzą, że właściwie nie wiele się zmieniłam i bez problemu poznaliby mnie na ulicy po kilku latach niewidzenia się. Natomiast inni uważają, że całkowicie inaczej wyglądam - czy lepiej? nie wiem :P.

Zdjęcie po lewej robione tydzień temu - po prawej dokładnie 3 lata temu przed pierwszą studencką imprezą w klubie.


Kolejne spotkanie Podlaskich blogerek!!! :) Niesamowicie się cieszę, że termin mi się fajnie ułożył i będę mogła na nim być! :) Organizatorki zapraszają nowe twarze - a my jesteśmy otwarte na nowe towarzystwo! 

poniedziałek, 23 września 2013

Jesień...

Hello autumn! - powiedziałam rano nakrywając się kolejną warstwą koca... o matko! Jak ja nie znoszę jesieni! Dopiero niedawno poczułam, że wakacje dobiegają końca (o rly?) i został mi tylko tydzień wielkiej zmuły (na reszcie!). Narzekałam na nadmiar pracy, a pierwszy wolny wieczór (wczorajszy) poświęciłam na smęcenie rodzicom jak bardzo się nudzę po pracy i chcę już na uczelnie (szok).
Dziś wszystko jest takie... nijakie. Zacznijmy od tego, że wybrałam sobie idealny moment na rozstanie z chłopakiem. Jesienna chandra nie da o sobie zapomnieć w późne, wieczorne godziny. No cóż. Takich decyzji nie ma co lokować w idealnym dla nas czasie, bo nie to decyduje o naszych uczuciach do drugiej osoby. It doesn't matter.
Każdy element dzisiejszego dnia jest taki typowo jesienny. Budzę się rano w chłodnym pokoju, ubrana w długie, ciepłe spodnie od pidżamy, otulona w kołdrę i dwa ciepłe koce. Lekko i nieśmiało zza okna przebija słońce, a ja tylko słyszę jak wiatr hula na dworze. Do tego, spoglądam przez okno, a tam płat styropianu ciśnie po mojej ulicy. Można i tak. Schodzę na dół, z wielkim planem zrobienia czegoś genialnego i twórczego. Robię kawę, wypijam, idę spać. Mimo woli wstaję. Przecież przypominam sobie o tym, że przeniosłam numer do play'a, a orange zapomniało zdjąć mi sim locka, za którego zapłaciłam. Żenada. Ponad godzinę uskuteczniam wraz z tatą rozmowy do biura obsługi klienta szanownej sieci orange, po czym dostaje maila, że mają 30 dni na rozpatrzenie mojej reklamacji... a ja mogę sobie śmigać miesiąc bez telefonu - kocham, ubóstwiam i wywyższam. Wracam do pokoju w celu zrobienia czegoś kreatywnego. Biorę gitarę, gram. Nagrywam dwa, średniej jakości covery, zwyczajnie na próbę, to ma być początek czegoś nowego. I przypominam sobie, że mam wysłać zaległego maila - czyli jakieś 3 godziny bezsensownego siedzenia na fejsie. Znów robi się zimno, więc zbiegam do kotłowni rozpalić w piecu. Pech chciał, że polanko spada mi na małego palca u prawej ręki. Palec jak buchaj, boli niemiłosiernie, trochę siny, może nie odpadnie. Martyna, przecież jest pierwszy dzień jesieni, wszystko dziś dzieje się nie po Twojemu. Wraca mama z pracy, w humorze oczywiście iście fatalnym jak i mój. Zmuszamy się do zjedzenia czegokolwiek w tej jakże cudowny dzień. Pierwszy posiłek o godzinie 16? Czemu nie. W TV oczywiście bzdury, dlaczego ja i dlaczego on, albo jakieś wspaniałe komedie romantyczne, idealne na jesienne wieczory i idealne dla osób, które własnie zostały singlami (co prawda z wyboru... ale co jest łatwiejsze: powiedzieć, że się kogoś nie kocha, czy od kogoś usłyszeć, że jest się niekochanym? boli tak samo.... ). Nie śmieszne.
Znów zasiadam przed wiecznie zmęczonego laptopa, który z każdym włączeniem prosi o sformatowanie (od jakiegoś roku).

Czy tylko ja mam tak podły humor dzisiejszego dnia?



a na koniec blogger nie chciał dodać mi zdjęć. I love autumn ....


czwartek, 19 września 2013

'Dziś topie się w refleksjach'

Chwilowy zastój na blogu jest spowodowany kilkoma czynnikami...
dużo pracy
opieka nad małym dzieckiem
choroba układu pokarmowego
problemy sercowe (:()
a także brak aparatu i okropna pogoda.
Mam nadzieję, że humor, zdrowie i chęci lada dzień powrócą. Czeka mnie ostry maraton po lekarzach i to trochę odbiera motywacje.
Cóż więcej pisać.

Jedyne słowa, które mnie motywują, to wieczorne przemyślenia, siedząc samotnie w domu....

Spektakularne sukcesy osiąga się małymi krokami, nierealne marzenia spełnia, a niedoścignione ideały przegania!




środa, 11 września 2013

Golden Sands

Absolutnie proszę nie mylić tego z bułgarskimi Złotymi Piaskami ;-). To fragmenty jakby żwirowni, bo sama nie wiem czego, jakieś tam piaskowe osuwisko, przy zalewie z mojej miejscowości. Ostatnio byłam tam na spacerze (jakieś 2,5 km), a z racji pięknej pogody, nie omieszkałam zrobić kilku zdjęć. Nie jest to żadna stylizacja :D, bo jak widać nic szczególnego na sobie nie miałam. Postawiłam na wygodę i relax :).
Co więcej, kupiłam conversy. Rzekomo oryginalne. Są spoko, choć zawsze mówiłam, że nie kupie ich, a w życiu! Jak widać, nie byłam słowna :D, chciałabym kupić też białe, ale poczekam do wiosny :).



Potem się okazało, że nade mną jest ul, czy jakieś inne mieszkanko pszczół. Nice! :D

i był też czas na relax.

poniedziałek, 9 września 2013

Na zdrowie - cz. IV - podsumowanie

Mój miesięczny projekt dobiegł końca. Zdrowa (względnie) dieta, dzbanuszek DAFI, dużo ruchu, kosmetyki Eveline, gąbeczka equlibra oraz suplementy diety Figura - czyli czas na szybkie podsumowanie.

EFEKTY - od 5. sierpnia udało mi się zrzucić nie całe 3 kg. Wierzę w to, że tkanka tłuszczowa zamieniła się w mięśniową. Wymiary albo się nie zmieniły, albo spadły (nic nie przybyło). Przykładowo łydki i uda straciły po 1 cm, pas (na wysokości miednicy) 2 cm, a talia aż 4 cm. Notuję także inne części ciała, szczegółowo opisane gdzie i jak przykładam centymetr, aby uniknąć błędów pomiaru.
Cellulitu nie ma, chyba, że ten usilnie naciskany :). Co raz rzadsze wzdęcia (które zdarzały mi się baaardzo często), a także lepsze samopoczucie, spowodowane zmianami i robieniem czegoś dla siebie.

Dzbanuszek DAFI sprawuje się nieźle. Na upały był idealnym kompanem, który wiernie stał przy biurku i gasił moje pragnienie. Mój filtr dobiegł końca, tak więc zakupię nowe i dalej będę kontynuować filtracje. NOTKA
Jeżeli chodzi o FIGURĘ, to wypiłam pierwszą herbatkę w całości. Była dobra, lekko cynamonowy smak. Początkowo nie mogłam się do niej przekonać, ale w efekcie całkiem mi posmakowała. Początkowo także nie dawała efektów (w połączeniu z tabletkami), po odstawieniu tabletek było lepiej. Tabletki odstawiłam po dwóch listkach. Bolał mi po nich brzuch i zamiast pomóc mi się oczyszczać to hamowały wszystko. Ananasowe saszetki oraz kolejną herbatkę rozpocznę spożywać wraz z nowym sezonem sportowym. NOTKA
 

Peeling i krem Eveline 4D są spoko. Chociaż nie wiem czy dają prawdziwe efekty. Cellulit mi znika ze względu na ćwiczenia (wielokrotnie sprawdzone), więc nie wiem czy działa. Mimo to używam, staram się dość regularnie. Krem szczególnie przed ćwiczeniami, a peeling wieczorem co 2-3 dni, po czym krem również. Skóra rzeczywiście jest lepiej napięta, gładsza i miękka. Krem daje efekt chłodzenia, którego nie lubię... natomiast nałożony przed ćwiczeniami idealne wyrównuje temperaturę ciała. Gąbeczke equilibra, jak dla mnie totalnie niepraktyczna, niewygodna i wszystko na nie, poza tym, że pomaga mi rozporpwadzać peeling na ciele. NOTKA

DIETA. Czyli coś, o czym do tej pory nie wspomniałam. Postaram się ją opisać teraz. Na bieżąco będę zbierać najlepsze przepisy i sprawdzone metody na idealne posiłki i przekąski. Mam nadzieję, że to również pomoże mi samej w organizacji posiłków.ĆWICZENIA. O tym też nie było. Kolejny sezon "fit" będzie owocował w różnego rodzaju ćwiczenia i zaklęcia, które przetestuję, poszukując swojego, idealnego zestawu ćwiczeń.Mam też nadzieję, że po kolejnym sezonie ćwiczeń pokażę swoje zdjęcia PRZED i PO, ze spektakularnym efektem WOW ;-). 



sobota, 7 września 2013

Holiday - Tunezja!

W tym roku zabawiliśmy się jak prawdziwy Polak na wakacjach, czyli hotel 4* w Tunezji w opcji all inclusive. Zgrana ekipa, 6 osób, także lecimy mordeczki!
Było trochę przygód - nie ważne. Problemy z paszportem S., zmiana hotelu (chyba na gorszy), deszczowa pogoda i problemy z powrotem S. do Polski. NIE WAŻNE! Wyjazd i tak był udany! :)

Mieszkaliśmy w nowej, typowo turystycznej części Hammametu - Yasmine Hammamet. Hotel był usytuowany dość blisko centrum i plaży (na którą poszliśmy raz i nie była warta tego). Do miasta śmigaliśmy na piechotę, choć i tak większość dnia spędziliśmy przy basenie lub w lobby popijając nisko % piwo i drinki. Sam hotel nie był spełnieniem naszych marzeń, gdyż mam tu wiele do zarzucenia. Natomiast nie walczę z tym - to kraj arabski... wszystkiego można się po nich spodziewać. Niemniej jednak za rok mimo wszystko podejmę wyzwanie i sama zorganizuje wycieczkę, nie martwiąc się o to czy biuro podróży zapewni mi to, co ma w ofercie, bez stresu o overbooking, czy anulowanie rezerwacji, mimo wyraźnego poinformowania biura o wszystkich okolicznościach... - długa historia.

Co do samych mieszkańców Tunezji, to są mili, ale tylko wtedy, kiedy pracują w hotelu albo sklepie. Sprzedawcy z bazarów są okropnie namolni i niemili, potrafią wyzwać czy szarpnąć. Sami z siebie są mało komunikatywni, bo po angielsku rozumieją tylko ceny i podstawowe zwroty, które czasami nie wystarczą, aby dogadać się z nimi. Nie dbają o klientów, traktują ich jak wrogów, mimo, że to właśnie dzięki turystom jakoś jeszcze to państwo funkcjonuje. Arabowie mieszkający z nami w hotelu na roznegliżowane (czyt. bikini na basenie) dziewczyny i kobiety ślinili się, a kobiety, opatulone w burki i miliony warstw ubrań, spoglądały na nas z pogardą i zniesmaczeniem. Jak wspomniałam, obsługa hotelowa była ok. Animatorzy, kelnerzy i barmani byli mili i kulturalni.

Miasta są zaniedbane. Zniszczone, brudne, czuć zapach niesprawnej kanalizacji. W upały jest to męczące i niesmaczne. Samo dojście na plaże (ok.400 m) wymagało od nas wdychania ścieków i przechadzki przez błoto i śmietnisko, plaża też była trochę zaśmiecona. Chodniki pełne odpadów, papierów, folii, worków ze śmieciami. Nikt o to nie dba, nie próbuje z tym walczyć. To jednak zniechęca turystów... i wiem, że do Tunezji, właśnie przez to ich niedbalstwo, prędko, o ile w ogóle, nie wrócę.

Czas na zdjęcia. Spośród prawie 1400 zdjęć musiałam dokonać straszliwej selekcji. Wybrałam 28, choć było trudno :D.

Zacznę od zdjęć z Kartaginy. To była jedyna wycieczka, na którą pojechaliśmy. Nic nie wywarło na mnie wielkiego wrażenia... Oczywiście miejsca historyczne i jak najbardziej warte odwiedzenia, natomiast brak szału i emocji. W porównaniu do wizyty w egipskim Kairze - Kair zdecydowanie wygrywa.

 









Inwestycja życia. Podwodny aparat. Magic! Polecam jak tylko można! Zabawa niesamowita. Na allegro kupiłam go za całe 160 zł z przesyłką, a tyle radości! Szkoda tylko, że sprawdza się przeciętnie raz w roku :D, choć mimo to uważam, że zakup był udany!




Zdjęć z nad basenu mam jakoś niewiele, albo niewiele nadaje się do publikacji :D. Ogólnie to tam spędzaliśmy zdecydowaną większość czasu. Plażing, smażnig, drinking and free time at swimming pool :D.


W takim razie zostaje jeszcze lobby, cowieczorne libacje, drinkowanie na balkonie, shisha i żarełko. Fun, Fun, Fun.



 
 

Nie ważne, że podczas tego wyjazdu wystąpiło wiele niedogodności i przez to nie mogę go ozwać "the best ever". Ważne, że spędziłam wakacje z najlepszą przyjaciółką, Pauliną <3. Dodatkowo byli z nami moi dobrzy znajomi. Karol, z którym studiowałam i jego dziewczyna Marta, którą też już trochę znam i się lubimy :) oraz koleżanka Marty, Emila, która szybko wbiła się w towarzystwo :).