sobota, 30 września 2017

Pomysł na Dzień Chłopaka - zapachy od Radka Majdana

Witajcie!
Post miał pojawić się wcześniej, ale totalnie o nim zapomniałam :), także z małym opóźnieniem, ale jest! 
Dzisiaj, czyli 30 września, obchodzimy Dzień Chłopaka, co prawda mniej hucznie niż Dzień Kobiet, ale zawsze. Moim zdaniem niezależnie od dnia, pory roku czy okoliczności w związku zawsze powinna być ta chęć sprawienia drugiej osobie przyjemności, więc miłością i dobrym gestem powinnyśmy obdarowywać naszego Partnera codziennie, a nie tylko od święta ;).

Przyznam się szczerze, że absolutnie nie planowałam zakupu żadnego prezentu dla D. mimo, iż słyszałam delikatną sugestię o Fifę 2018... :D. Z całego zamieszania wybrnęłam dzięki przesyłce od Vabun. Po prostu przeczuwałam, że będą tam kosmetyki męskie (nie spodziewałam się, że aż tyle :)) i nawet wysłałam D. do kuriera po tą paczkę. Czyli problem mam z głowy ;). 

Zacznę może od przestawienia marki. Vabun to linia kosmetyków od Państwa Majdanów, czyli Radka Majdana i Małgosi Rozenek-Majdan. Osobiście bardzo ich lubię za poczucie humoru i naturalność. 

O kosmetykach dowiedziałam się dopiero podczas tej akcji, a warto wspomnieć, że są dostępne w Drogeriach Hebe (teraz nawet w promocji), salonach mody męskiej Pako Lorente oraz na stronie Vabun.


Na pierwszy strzał poszła męska woda perfumowana SPORT o pojemności 100ml (cena ok. 89 zł). W dość tanio wyglądającej fiolce. W zapachu powinno się odczuć nuty kardamonu, drzewa sandałowego, piżma oraz ambry. Nawet nazwa sugeruje, że jest to zapach dla osób aktywnych. Przypadł w gusta mojego D., chociaż na co dzień używa innych zapachów. W moim przypadku to zapach naprawdę typowo męski i na szczęście nie czuć w nim taniej podróbki (jak to bywa w tańszych zapachach). Jest to jednak bardziej zapach dla młodego osobnika płci męskiej niż dla dojrzałego mężczyzny. Perfumy całkiem przyzwoicie utrzymują się na ciele.

Jeżeli chodzi o żele pod prysznic, to opakowania wyglądają naprawdę luksusowo i pachną tak typowo męsko. Faceci z reguły nie mają wielkich wymagań co do żeli: ma się pienić, dobrze myć i pachnieć. Tak też jest w tym przypadku. Dodatkowo, jako kobieta doceniam, że nie wysusza męskiej skóry i nadaje się do mycia męskich włosów.


Dla mnie przypadł zapach w wersji No.1. O ile kartonik jest ładny, tak fiolka już wygląda tanio... no cóż. Zapach kwiatowo-leśno-orientalny jest dla mnie bardzo ciężki i tu zdecydowanie poleciłabym go dla naprawdę dojrzałej kobiety. Ja jednak wolę aromaty świeże i bardziej delikatne. Nie testowałam trwałości perfum, gdyż zapach naprawdę nie leży w moich gustach :). Cena taka sama jak w przypadku zapachu męskiego ok. 89 zł jednak za połowę objętości, bo tylko 50 ml.
Przypominam, że zapachy i żele dostępne są w Drogeriach Hebe (teraz w promocji), salonach mody męskiej Pako Lorente oraz na stronie Vabun
Czy Wy, albo Wasi partnerzy mieliście styczność z tą marką? :)

Poza tym na Dzień Chłopaka dla swojego Partnera możecie zaproponować to, co oni proponują nam na Dzień Kobiet - kino, kolacja (pizza :D), spacer i kwiaty :D.


wtorek, 26 września 2017

JOICO K-PACK regeneracja włosów

Witajcie!
Wrzesień zaczął się deszczowo a kończy całkiem fajną pogodą ... a ja dziś do Was przychodzę z opisem zabiegu, z którego miałam okazję skorzystać właśnie w deszczowy, wrześniowy poniedziałek, a dokładnie 4-go września.

Około godziny 9 zasiadłam na niezwykle wygodnym fotelu w Salonie Day Spa Małgorzaty Bartoszewicz w Białymstoku, przy ul. Bacieczki 202A, gdzie Gosia na moich włosach wykonała zabieg JOICO K-PAK regeneracja włosów.
Jak wiecie rzadko odwiedzam fryzjera (tylko podcinam końcówki) także taka wizyta była dla mnie nie lada wydarzeniem :).
Sam zabieg trwał nieco ponad godzinę, a na jego etapy składały się:
Etap 1 – OCZYSZCZANIE 
Oczyszczanie włosów ze wszystkich zanieczyszczeń, nie tylko tych, które osiadają na nich w ciągu dnia, ale przede wszystkim ze wszelkiego rodzaju substancji, które zawierają szampony i odżywki. Tutaj także zostają otwarte łuski włosa, aby pozostałe etapy miały sens. Mokre włosy są skrzypiące.
Etap 2 – WYGŁADZANIE
Wyrównanie powierzchni włosa, jego porowatości oraz zakwaszenie.
Etap 3 – REKONSTRUKCJA
Chyba główny etap całego zabiegu, czyli aplikacja Rekonstruktora, który skutecznie regeneruje włos na całej długości.
Etap 4 – NAWILŻANIE
Dogłębne nawilżenie włosów, które stają się lśniące. To tutaj włosy stają się wygładzone, nabierają elastyczności, sprężystości i blasku.



W przerwach mogłam delektować się słodką czekoladą do picia oraz gazetami. Na szczęście Oleńka spała i również pozwoliła mi odpocząć :).

Po takim zabiegu nie powinno się myć włosów przez 48 godzin.

Na koniec Gosia wysuszyła mi włosy i wyprostowała prostownicą z keratyną.

Moje efekty?
Pierwsze 3 tyg. były niesamowite. Włosy były miękkie, gładkie, błyszczące i widocznie odżywione. Co ważne w moim przypadku nie plątały się! Pomimo deszczowej i wilgotnej aury włosy nie puszyły się nadmiernie. Teraz efekt wygładzenia nieco znikł, ale miękkość została. Myślę, że to też kwestia, że "nie dobijałam" keratyny, a to ponoć wydłuża efekty. Całość powinna utrzymywać się do 28 myć, u mnie znikło to nieco wcześniej. Co nie zmienia faktu, że 3 tygodnie to i tak długo! :)
Mimo tego, mam nadzieję, że jeszcze nie raz zawitam w progach Gosi, bo tak w jej lusterku pomyślałam: a może nowy kolor albo inna fryzura? Kto wie :D na pewno na poważnie pomyślę o tym dopiero po porodzie :).

czwartek, 21 września 2017

Kolagenowa maseczka pod oczy - PUREDERM

Witajcie!
Dziś przychodzę do Was z ciekawym kosmetykiem :D, także od razu przechodzę do rzeczy.

Maseczkę testowałam dzięki portalowi streeccom.pl oraz akcji ambasadorskiej drogerii hebe.

W skromnym opakowaniu mamy zapakowane 30 sztuk cienkich, nasączonych płatków pod oczy. Faktycznie wyjęcie dwóch konkretnych może zająć trochę czasu i trzeba uważać, żeby nie przykleiło się więcej. Pozostałe zamykamy w szczelnym opakowaniu i czekają na kolejną aplikację nie wysychając.

Poświęciłam dwa płatki, aby pokazać Wam jak wyglądają (nie, z twarzą się dziś nie pokażę :P). Są fajnie nawilżone i idealnie przylegają pod oczy. Mają delikatny, słodkawy zapach, jednak nie jest mocno wyczuwalny i nie podrażnia oczu.

Po 15 minutach zdejmujemy płatki (które wciąż są wilgotne) i delikatnie resztę substancji wklepujemy pod oczy. Ja trzymam ok 20 minut.


Efekty? Nieduże, ale są. Po pierwsze czuć ulgę w okolicach oczu, nie odczuwam porannego zmęczenia (jakkolwiek to brzmi :D). Z reguły sypiam dobrze, ale ostatni dni dały mi nieco czadu i sen nie był na tyle satysfakcjonujący jak powinien. Płatki w delikatny sposób zredukowały to zmęczenie. I o ile zaczerwienień czy sińców pod oczami nie mam, tak wory (te okropne z niewyspania, kto ich z nas nie miewa?) widocznie się zmieszają, ale prawdziwy efekt widać dopiero po nałożeniu make upu :).
Są to moje pierwsze płatki pod oczy i chyba ostatnie. Zdecydowanie lepsze efekty widzę po użyciu dobrego serum lub kremu.

poniedziałek, 18 września 2017

Rozdanie! #selfieproject

Witajcie!
W ten prawdziwie jesienny poniedziałek przychodzę do Was z rozdaniem! Do zgarnięcia zestaw kosmetyków marki #selfieproject!
Bibułki i plastry testowałam jakiś czas temu i pisałam o nich TUTAJ

Co można zgarnąć:
- płyn micelarny
- puder antybakteryjny
- oczyszczające plastry na nos
- bibułki matujące

Kosmetyki są oczywiście nowe! ;)


Warunki uczestnictwa:
1) prowadzić swojego bloga obserwować bloga maartysia.blogspot.com
lub
2) posiadać aktywne konto na instagramie i obserwować martysia5

(posiadając bloga i instagrama można zgłosić się w dwóch miejscach! Do zgarnięcia tylko jeden zestaw! :))

3) W komentarzu wyrazić chęć uczestnictwa wraz z adresem e-mail kontaktowym / na instagramie w komentarzu zapraszamy jednego znajomego (bez adresu email!).

Rozdanie trwa do 8.10.2017.
Kto się zgłasza? :))





wtorek, 12 września 2017

Marion - profesjonalna pielęgnacja włosów

Witajcie!
Dawno nie pisałam o moich włosach, więc pora się delikatnie rozpisać :). 
Zacznę od tego, że początkowo w ciąży włosy zaczęły mi wypadać (nie należę do tej grupy kobiet, które pięknieją w ciąży... od dziś wierzę, że muszę urodę dzielić na pół z moją Oleńką ;)), nie jestem łysa, ale pielęgnacja włosów w moim przypadku się nieco zmieniła.
Po pierwsze, to właśnie to wypadanie. Po drugie, szybciej się niszczą (suszarki unikam kiedy tylko mogę!). Po trzecie, wcale nie rosną szybciej, ale za to jakby szybciej się przetłuszczają. Ach te hormony! :)

Zestaw kosmetyków od Marion do włosów suchych i zniszczonych oraz odżywka do włosów słabych ze skłonnością do wypadania to idealny komplet do moich testów.

Skład jest średnio średni, bo gdy widzę gdzieś z początku "SLS" to już mina mi lekko kwaśnieje. Pomijając fakt, że czystego, organicznego "argan oil" nie znalazłam w spisie składu... ok, ale to przecież nie miał być szampon na naturalnych składnikach ;).

Szampon intensywnie regenerujący jest zamknięty w 400 ml tubie z pompką (moje ulubione rozwiązanie!) i barwy przeźroczystej. Tu cieszy mnie ta przeźroczystość, bo jak wiecie, gdy szampon ma perłowy kolor to może powodować swędzenie skóry głowy (często się to zdarza w moim przypadku!). 4 pompki to jak dla mnie jedna porcja. Jednak szampon średnio się pieni i średnio oczyszcza włosy, potrzebuję 3 prób mycia...  Niestety, tym bardziej słabo radzi sobie ze zmywaniem maski, włosy są po prostu niedomyte ... Pachnie lekko owocowo, przyjemnie i  świeżo.



Odżywka intensywnie wzmacniająca to również 400 ml tuba z pompką. Trzy pompki idealnie wystarczają na moje włosy. Dzięki niej włosy stają się miękkie i lśniące. Jednak przy częstszym niż moje używaniu (ja stosowałam ją co 2 mycie, czyli ok. 2 razy w tyg.) może widocznie obciążać włosy, a tak są tylko lekko dociążone, satysfakcjonuje mnie ten efekt. Zapach bliżej nie określony, lekko słodkawy, przyjemny, chwilę utrzymujący się na włosach.



Maska intensywnie regenerująca to 450g kosmetyku w wielkim plastykowym pojemniczku, klasycznym dla masek. Z aplikacją nie ma większego problemu, nie spływa z włosów. Dziwny jest jednak zapach, taki mydlany, niezupełnie pasujący do maski, bardzo mnie to zaskoczyło. Oczywiście aplikowałam tylko na włosy po długości od ucha w dół, pomijając skalp. W wersji "tuż przed myciem" było całkiem ok, chociaż szampon z zestawu nie radził sobie z dokładnym myciem, a w wersji "na noc" było lepiej (zmywałam innym szamponem). Włosy były lśniące i miękkie, nie wymagały dodatkowej odżywki (wtedy na pewno bym miała klejące strąki na głowie!), dobrze się rozczesywały. Wadą jest fakt, że tak samo jak odżywka bardzo obciąża włosy, więc używałam jej sporadycznie, nie łączyłam z odżywką.



Na deser chusteczki pielęgnacyjne - do higieny intymnej i odświeżające. Opakowania zawierają odpowiednio 10 i 15 sztuk chusteczek. Tutaj plus za brak alkoholu w składzie! Czyli nie wysuszają :). W upały idealnie sprawdzały się do odświeżenia skóry, czy przetarcia dłoni. Tego typu chusteczek używam raczej w podróży, także jeszcze trochę mi posłużą :).

Niestety, nie mam faworyta w serii pielęgnacji włosów, trudno wyłonić tu jednego zwycięzcę. W każdym z kosmetyków widzę plusy i minusy, co może też wynikać, że oczekuję naprawdę spektakularnych efektów :). Na pewno nie nazwałabym serii "profesjonalną". Chociaż opakowania wyglądają naprawdę dobrze to z efektami bywało różnie. Po prostu trzeba nauczyć się korzystać z tych kosmetyków.

sobota, 9 września 2017

Lakiery hybrydowe CLARESA

Witajcie!
Dziś wpis o czymś, co do niedawna uważałam, że powinna robić tylko kosmetyczka, że ja nie potrafię, że szkoda mojego czasu.
Mój Dawid postanowił udowodnić mi, że potrafię, nie zajmuje to dużo czasu, a przede wszystkim, że zaoszczędzę (pieniążki, czas i nerwy!). Na urodziny sprezentował mi pakiet startowy do hybryd. Ucieszyłam się, pomimo, że bałam się, że po pierwszej próbie malowania zestaw wyląduje na olx :D. Jednak nie było tak źle.  Najpierw pomalowałam paznokcie sobie, później mamie... i jakoś nabrałam odwagi (wprawy jeszcze nie :P).

Postanowiłam do nauki kupić coś na promocji, może z allieexpress... aż trafiłam na dobrą promocję w drogerii e-butik.pl i kupiłam lakiery CLARESA za niecałe 12 zł/szt. Kupiłam 9 kolorów... :D Bo jak szaleć to szaleć. Szybka i sprawna przesyłka, dobrze zapakowana, polecam.


Pierwszy kolor to 014 MALEDIVES. Piękny błękit. Dwie (nawet niepełne) warstwy kryją idealnie. Jedyna wada to dość krótki pędzelek i dość gęsta konsystencja - ale to chyba właśnie ta "NOWA FORMUŁA". Zrobiło mi się kilka dziwnych kropek na kolorze, które nie wiem z czego wynikają - czy źle doczyszczonej płytki, czy to wina lakieru. Czeka na kolejną próbę, bo kolor bardzo mi się spodobał!



Ciemny niebieski, a właściwie głęboki granat 705 BLUE HORSE, to wybór mojego Dawida. Uparł się na ten kolor... nie wyobrażam sobie wszystkich paznokci w tym odcieniu, stąd pomysł na jakieś wariacje. Niestety, lakier jest bardzo wodnisty, po 3 warstwach wciąż były prześwity, dlatego na ten kolor położyłam wodne naklejki, aby zakryć niedociągnięcia (notabene, nie wiem dlaczego wcześniej ich nie zakupiłam! jak na razie mam tylko 2 wzory, ale na pewno dokupię więcej!:)). Jest to lakier ze starej formuły, mam nadzieje, że inne mnie nie rozczarują!


Nad szarym się wahałam, nawet bardzo. Ale przypomniałam sobie zeszłoroczną jesień, że marzyły mi się szare paznokcie, a nie mogłam znaleźć idealnego odcienia. No i mam 100 GREY MOUSE to idealna szarość, bez odcienia zielonego, czy innego koloru. Tak samo jak błękit, należy do lakierów już w NOWEJ FORMULE i tak samo jak błękit charakteryzuje się krótkim pędzelkiem i gęstą konsystencją. Tak naprawdę kryje już jedna warstwa! Jednak tu tez pojawiły się dziwne kropki.

Podsumowując: czekam na inne kolory, jestem ciekawa jak się sprawdzą. Lakiery CLARESA są wytrzymałe i jak przystało na hybrydy pięknie błyszczą w Słońcu (uwielbiam to w hybrydach, że nie matują się!). Nie ścierają się, nie odpryskują. Współpracują z bazą i topem od Neonails, a pod lampą nie szczypią. Jak na razie 4/5 (ze względu na dziwne kropki i niezdecydowaną konsystencję). Zobaczymy co będzie dalej :). Cleaner z CLARESA oczywiście "zmywa" dobrze lakieru ze swojej rodziny.
Dość istotny jest też fakt, że kolor na wzornikach na stronach internetowych jest inny niż w rzeczywistości można się spodziewać. Ja zaufałam swojej intuicji i grafice google :D.
P.S. Wpis dedykuję Dawidowi. Nie tylko ze względu, że to prezent od niego, ale też na to, że wymusza na mnie zabawy z kolorami i wzorami :D, bo ja przecież najchętniej miałabym tylko jeden kolor :).

wtorek, 5 września 2017

Moje małe zakupy z rossmanna -49%

Witajcie!
Miałam się nie kusić, miałam nie próbować, mało tego skłamałam! - bo powiedziałam, że nie zrobię tego! a poniższe zdjęcia prezentują moje dwa grzechy tego roku - po pierwsze zakupy w rossmanie na promocji -49% oraz wrzos, kupiony jeszcze w sierpniu. Przyznaje się - poddałam się :(.

Ale ok, dość tego karcenia siebie samej :P. Zakupy w rossmannie robię naprawdę rzadko. Mało się maluję, zapasy kosmetyków mam spore (brat doposaża mnie w kosmetyki Balea na bieżąco :D) i jedyne co mnie interesuje to dział dziecięcy i jego promocje.

Zakupy zrobiłam przez aplikację rossmann na telefonie, dlatego większość produktów, które jeszcze chciałam dodać do mojego koszyka były już niedostępne... a szkoda. A może i nie szkoda :D.
W ostatni dzień, a właściwie nawet godziny, promocji w rossmannie skusiłam się na 3 produkty. Dwa znane mi i wg. mnie warte zakupu nawet w regularnej (i nie wysokiej bo 9-10 zł) cenie, a trzeci to kompletna nowość, którą bardzo chciałam przetestować.

Maska do włosów z Alterry to mój ulubieniec, o którym zapomniałam. Kiedyś używałam całej serii wraz z szamponem i odżywką i bardzo sobie chwaliłam. Przy okazji wraca na moją półeczkę z maskami.

Odżywka z Garniera Ultra Doux to kosmetyk raczej z półki mojej mamy, bo ona zawsze ją kupowała, a ja tylko podkradałam. W końcu mam swoją, pełną, niekradzioną, polecaną, dobrą i działającą :).

No i nowość Maska czysta glinka od L'oreal. Nie wiem czy warta uwagi... ale zaszalałam i przetestuję. Jestem po pierwszych aplikacjach, ale nie będę zdradzać swoich pierwszych odczuć :), poczekamy za miesiąc- dwa.

Całe zakupy wniosły mnie nie całe 28 zł. Odbiór w najbliższym rossmannie - 0 zł, co dla mnie, ciężarnej, jest dużo bardzie wygodniejsze! Mogę na spokojnie, bez przepychanek wziąć to, co potrzebuję i odebrać w ciągu 72 godzin. Myślę, że przy każdej tego typu akcji, kiedy będę potrzebować czegoś konkretnego, będę korzystać z aplikacji :).

piątek, 1 września 2017

Orzeźwiająca woda w sprayu - Balea

Witajcie!
Lato już biegnie nieubłaganie ku końcowi, co nie zmienia faktu, że chcę Wam przedstawić kosmetyk, który właściwie sprawdzi się nie tylko w upalne dni (ale przede wszystkim ;)).

Posiadaczką wody stałam się dzięki Pauli - suchockabloguje, która namówiła mnie do zakupu - moja pierwsza woda w sprayu. Czy było warto? - jednym słowem TAK i myślę, że tyczy się to każdej wody w sprayu, nie tylko z prezentowanej dziś Balea.
Jeżeli ktoś ma ochotę to można zapoznać się z niemieckim opisem :D. Produkt pochodzi prosto z niemieckiej drogerii, także nie ma polskiego opisu.
Wodę trzymam w lodówce. Aplikowałam ją każdego upalnego (i nie tylko) ranka na twarz zaraz po przebudzeniu. Dodawała energii jak kawa (której w ciąży nie piję) a do tego niesamowicie odświeżała i pobudzała. Wchłaniała się dość szybko i już zaraz mogłam nakładać makijaż.
Podczas największych upałów, gdy niesamowicie puchłam, psikałam sobie także stopy, dłonie, dekolt. Niesamowite orzeźwienie i ulga :).
Kosmetyk jest bezwonny i naturalny. Nie powoduje uczulenia, podrażnienia i wysuszenia.  Bardzo wydajny!

Powiem Wam szczerze, że nie wiem dlaczego nigdy wcześniej nie użyłam takiego kosmetyku. Jak dla mnie bomba! Szczególnie w upały. Podejrzewam, że i jesienią (wtedy może już nie z lodówki) będę używać jej do obudzenia się :).
Jeżeli kiedykolwiek wahałyście się nad zakupem  - WARTO :).
Polecam w podróży, w upalne dni, zaraz po przebudzeniu i podczas opalania :).