Nie było mnie tylko 10 dni :P. TYLKO!
przez ten czas wiele się działo :P postaram się pokrótce to przedstawić w fotorelacji :P, a potem zajmę się Waszymi wpisami :P.
Najpierw była wielka nauka. 60 pytań, które chciałam umieć na blaszkę, żeby w razie stresu nic nie zapomnieć. Improwizacja też mi czasem dobrze wychodzi, ale wolałam w takim wypadku nie ryzykować :D. Tak więc uczyłam się z galaretkami...
Uczyłam się na miliony sposobów oznaczania pytań...
Uczyłam się opalając się...
Efekt był opłakany... (koszulka)
Jednak mimo tego zdołałam rozwalić na nudne rozmowy całą kasę z telefonu...
W międzyczasie zdążyłam wypaść na imprezę (-2 dni do nauki :D). Impreza była taka przednia, że dawno tak dobrze się nie bawiłam!
Udało się też zrobić odstresowujący wypad na sushi do naszej ulubionej knajpy.
.
.
.
A potem była już tylko obrona!
Która trwała zaledwie 15 min. Czekaliśmy aż wyczytają pierwszą osobę, którą byłam JA. O ile stres nawarstwiał się we mnie przez kilka wcześniejszych dni, tak gdy tylko usłyszałam swoje nazwisko jakby wszystko odeszło. Pochwalono mnie za spokój i opanowanie z jakim prezentowałam swoją prace i udzielałam odpowiedzi. Weszłam około.9.15, a już po 12 były wyniki. Miałam pewne obawy, ale w rezultacie obrona na 5 i na dyplomie również 5!
Teraz mogę z dumą powiedzieć, że "Jestem absolwentką TIRu!"
A potem była gruba impreza, oczywiście na kampusie i oczywiście w towarzystwie wina musującego!
Po ogarnięciu całych spraw zostało troszkę poleniuchować, czyli spokojne załatwianie spraw związanych chociażby z rekrutacją i takie tam.
Nie mogło się obejść bez zakupów, bo wesele brata, na którym starszujemy z S. już za 3 tyg.!
Znalazł się czas na spokojne pomalowanie paznokci na wściekły róż!
I pozostało czekanie do wrotku...
przez ten czas wiele się działo :P postaram się pokrótce to przedstawić w fotorelacji :P, a potem zajmę się Waszymi wpisami :P.
Najpierw była wielka nauka. 60 pytań, które chciałam umieć na blaszkę, żeby w razie stresu nic nie zapomnieć. Improwizacja też mi czasem dobrze wychodzi, ale wolałam w takim wypadku nie ryzykować :D. Tak więc uczyłam się z galaretkami...
Uczyłam się na miliony sposobów oznaczania pytań...
Uczyłam się opalając się...
Efekt był opłakany... (koszulka)
Jednak mimo tego zdołałam rozwalić na nudne rozmowy całą kasę z telefonu...
W międzyczasie zdążyłam wypaść na imprezę (-2 dni do nauki :D). Impreza była taka przednia, że dawno tak dobrze się nie bawiłam!
Udało się też zrobić odstresowujący wypad na sushi do naszej ulubionej knajpy.
.
.
.
A potem była już tylko obrona!
Która trwała zaledwie 15 min. Czekaliśmy aż wyczytają pierwszą osobę, którą byłam JA. O ile stres nawarstwiał się we mnie przez kilka wcześniejszych dni, tak gdy tylko usłyszałam swoje nazwisko jakby wszystko odeszło. Pochwalono mnie za spokój i opanowanie z jakim prezentowałam swoją prace i udzielałam odpowiedzi. Weszłam około.9.15, a już po 12 były wyniki. Miałam pewne obawy, ale w rezultacie obrona na 5 i na dyplomie również 5!
Teraz mogę z dumą powiedzieć, że "Jestem absolwentką TIRu!"
A potem była gruba impreza, oczywiście na kampusie i oczywiście w towarzystwie wina musującego!
Po ogarnięciu całych spraw zostało troszkę poleniuchować, czyli spokojne załatwianie spraw związanych chociażby z rekrutacją i takie tam.
Nie mogło się obejść bez zakupów, bo wesele brata, na którym starszujemy z S. już za 3 tyg.!
Znalazł się czas na spokojne pomalowanie paznokci na wściekły róż!
I pozostało czekanie do wrotku...
łooo :D gratulacje! :)
OdpowiedzUsuń