piątek, 6 lipca 2018

PUREDERM - Animal Maska - Panda

Witajcie!
Kilka bezsłonecznych dni, a ja już czuję jakby była jesień a nie początek lata...
Dziś przychodzę do Was z moją pierwszą Animal Mask. Od momentu kiedy tylko pojawiły się te zabawne maski miałam ogromną ochotę je przetestować, nie dla samego efektu "po", ale dla słodkiego wyglądu. Liski, kotki, pieski, miśki, no urocze! Jakoś do tej pory po prostu na nie nie wpadałam, albo w były w zawrotnej cenie.

Podczas jakiś przypadkowych zakupów w Biedronce zauważyłam tą maskę, a potem długo spoczywała w czeluściach i otchłani mojej szafki "na potem". W końcu, w ten nostalgiczny, iście jesienny wieczór padła na moją twarz niczym krople deszczu na szybę.... a z szyby na parapet... ale do sedna.

Maska PUREDERM Panda to klasyczna maska w płacie, w zabawny wzór Pandy. Słodkawy, zupełnie do niczego nie podobny zapach czuć już po otwarciu opakowania, jednak nie jest on jakoś szczególnie uciążliwy. Samo przycięcie płatu (płata?) jest dość dziwne, bo maska odkleja się na brodzie, ale jak niżej zobaczycie oczy i usta są na miejscu (oczy wyglądają tak smutno :(). A jak efekty po aplikacji? 


Jak wspomniałam wcześniej maskę kupiłam przede wszystkim dla efektu Pandy, ale skoro kosztuje ona ok. 10 zł to po powinna po aplikacji coś dać z siebie. 
Masa była przesączona, po prostu kapało z niej, jak te krople na parapet. Nie jestem w stanie usiedzieć 10-20 min w miejscu (szczególnie przy dziecku) także tu nie sprawdziło się. Ponadto po zdjęciu jeszcze jakiś czas czułam na twarzy dziwny film, niekoniecznie nawilżający moją cerę, jakbym miała klejący, nieprzyjemny krem. Jedyny plus to fajnie chłodziła (delikatnie) co trochę odprężyło zmęczoną skórę. A chyba najlepszym z tego wszystkiego było sudoku na odwrocie! Ale mnie tylko zdenerwowało, bo go nie umiem. No i to tyle.

Do samych masek "animal" dalej jestem nastawiona pozytywnie, bo rozśmieszały nawet Olę. Dla zabawy pewnie spróbuję jeszcze innych, z innych firm. Może polecacie coś konkretnego?

9 komentarzy:

  1. U mnie kupowanie masek kończy się tym, ze lezą na półce i zbierają kurz :D jakoś nigdy nie mam na nie czasu, choć odkąd pojawiły się właśnie te tego typu mam ochotę spróbowąć, ale boję się, że znów tylko zagracą mi półki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dlatego ja je kładę bardzo na wierzchu :D żeby nie zapominać hehe

      Usuń
  2. U mnie maski też leżą i zawsze zostawiam je "na czarną godzinę", która nigdy nie chce nadejść :p Ta jest urocza, choć muszę przyznać, że tych zwierzaczkowych jeszcze nie próbowałam :p
    Pozdrawiam serdecznie, Juliet Monroe :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podobają te maseczki ze zwierzęcymi aplikacjami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Śmiesznie te zwierzęce maski wyglądają, ale ja nie przepadam za takimi w płacie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też średnio przepadam, ale te zwierzaki aż się proszą :D

      Usuń
  5. Lubię maski w płachcie ale tej jeszcze nie miałam okazji testować. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. efekty są przeciętne, ale wizualnie nadrabia :)

      Usuń

Komentując wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych, które są między innymi wykorzystywane w analizie statystyk poprzez Google Analytics,