Zacznijmy od tego, że bilety kupiliśmy już w grudniu, gdyż były zdecydowanie tańsze i co najważniejsze w ogóle były. Sama podróż do Porto (gdyż tu właśnie mieszkamy) zajęła nam około 19 godzin. Ja osobiście z domu wyjechałam o 6. Następnie 6.50 ruszał nasz buz z Białegostoku do Warszawy (lotnisko Modlin). Lecieliśmy tanimi liniami Rayan air, gdzie całkowity koszt biletu z bagażem wyniósł około 450 zł. Na Modlinie około 2 godzin czekaliśmy na nasz lot. Trochę czasu zajęła nam odprawa i odpowiednie przepakowanie walizek (20 kg bagaż rejestrowany, 10 kg podręczny + mała torebka). W efekcie każdy miał w tych okolicach swój bagaż, poza damskimi torebkami, które uznałyśmy za tą małą dodatkową. Na szczęście wszystko odbyło się bez dopłat i problemów. Jednak najbardziej irytujące było to ciągle przepakowywanie bagażu podręcznego - wyjmowanie laptopa, aparatu, wszystkich tych "pierdół". Mało tego, mnie i dwie koleżanki poproszono na wyrywkową kontrolę odnośnie cła :D. No szalone.
Lot z Warszawy do Paryża trwał około 2 godzin, z lekkim opóźnieniem, gdyż we Francji wiał okropny wiatr i około 30 min krążyliśmy nad lotniskiem, gdyż samolot nie mógł wylądować. Jak nam wiadomo, następnego dnia, odwołano wszystkie loty i przyloty na to lotnisko. We Francji spędziliśmy około 8 godzin, koczując jak "polaczki cebulaczki" w terminalu, gdyż wszędzie było daleko, a wiatr zwiewał ostatnie tchnienie z naszego życia :D. Podjęliśmy wyzwanie wyjścia do McDonalda, który okazał się bardzo daleko, a z walizkami ciężko było przemieszczać się w tym wietrze. Dlatego zamówiliśmy kawę, z walizek (które ważyły miliony kilogramów!) wyjęliśmy wałówkę od rodziców i jakoś przeżyliśmy to grając w karty i żartując ze wszystkiego. Około 22.40 mieliśmy już lot do Porto. Lot odbył się bez problemów, choć i tak zdecydowaną większość jego przespałam na niewygodnych fotelach. Wysiedliśmy w Porto, totalnie wymęczeni i wypluci około północy lokalnego czasu, a więc 1 w nocy czasu polskiego.
lotnisko Paryż Beauvais
Na lotnisku byliśmy umówieni z Carlosem... którego ostatecznie tam nie było! Troszkę się zdenerwowaliśmy, gdyż totalnie nie znamy miasta i nie mamy pojęcia gdzie i czym mamy jechać. Metro w nocy nie działało. Zmęczeni i zdegustowani czekaliśmy na autobus, którym ostatecznie dojechaliśmy do głównej stacji w mieście, a tam spotkaliśmy Carlosa i zaprowadził nas do chwilowego mieszkania. Jest dość małe, chłodne i mamy dla siebie tylko dwa pokoje, łazienkę i kuchnię, ale dajemy radę. Razem z nami mieszka para sympatycznych Brazylijczyków. W okolicach 26.02 przeprowadzimy się już na swoje, prawdopodobnie ostateczne, lokum, w którym spędzimy następne 4,5 miesiąca :).
Lot z Warszawy do Paryża trwał około 2 godzin, z lekkim opóźnieniem, gdyż we Francji wiał okropny wiatr i około 30 min krążyliśmy nad lotniskiem, gdyż samolot nie mógł wylądować. Jak nam wiadomo, następnego dnia, odwołano wszystkie loty i przyloty na to lotnisko. We Francji spędziliśmy około 8 godzin, koczując jak "polaczki cebulaczki" w terminalu, gdyż wszędzie było daleko, a wiatr zwiewał ostatnie tchnienie z naszego życia :D. Podjęliśmy wyzwanie wyjścia do McDonalda, który okazał się bardzo daleko, a z walizkami ciężko było przemieszczać się w tym wietrze. Dlatego zamówiliśmy kawę, z walizek (które ważyły miliony kilogramów!) wyjęliśmy wałówkę od rodziców i jakoś przeżyliśmy to grając w karty i żartując ze wszystkiego. Około 22.40 mieliśmy już lot do Porto. Lot odbył się bez problemów, choć i tak zdecydowaną większość jego przespałam na niewygodnych fotelach. Wysiedliśmy w Porto, totalnie wymęczeni i wypluci około północy lokalnego czasu, a więc 1 w nocy czasu polskiego.
lotnisko Paryż Beauvais
Na lotnisku byliśmy umówieni z Carlosem... którego ostatecznie tam nie było! Troszkę się zdenerwowaliśmy, gdyż totalnie nie znamy miasta i nie mamy pojęcia gdzie i czym mamy jechać. Metro w nocy nie działało. Zmęczeni i zdegustowani czekaliśmy na autobus, którym ostatecznie dojechaliśmy do głównej stacji w mieście, a tam spotkaliśmy Carlosa i zaprowadził nas do chwilowego mieszkania. Jest dość małe, chłodne i mamy dla siebie tylko dwa pokoje, łazienkę i kuchnię, ale dajemy radę. Razem z nami mieszka para sympatycznych Brazylijczyków. W okolicach 26.02 przeprowadzimy się już na swoje, prawdopodobnie ostateczne, lokum, w którym spędzimy następne 4,5 miesiąca :).
No to niezle przygody na początek :-) ciekawe jak będzie się wam tam mieszkać :-)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńZ wielką chęcią bym się tam wybrała. Podróż rzeczywiście pełna wrażeń!
Ale super! ;)
OdpowiedzUsuń