Od dawna zapowiadałam, że Erasmus to jedna przygód, która musi wydarzyć się w moim życiu. Także od 4 nocy jestem w Portugalii i wraz z piątką przyjaciół podbijamy świat. Póki co dopiero się ogarniamy, gdyż napotkaliśmy małe problemy ;-).
Zaczęło się tak ... zaraz po obronie licencjatu, kiedy to już wiedziałam, że idę na magisterkę, od razu w głowie zakodował mi się pomysł wyjazdu na erasmusa. Tak, taka okazja zdarza się tylko raz w życiu. Ostateczne zaklepanie tego pomysłu wahało się pomiędzy studiowaniem w Białymstoku (wtedy jadę na wymianę) i studiowaniu w Poznaniu (nie jadę). Życie ułożyło się tak a nie inaczej i zostałam w Białymstoku. Także wyjazd okazał się jak najbardziej aktualny. Na początku pierwszego semestru magisterki, gdzie ze staje ekipy zostało nas pokaźnie 6 osób, padł gdzieś temat mojego erasmusa, o którym wiele mówiłam. Znajomi podjęli decyzje - jedziemy z Tobą. W sumie w kupie raźniej i weselej, także nie miałam nic przeciwko, a nawet byłam całkowicie za.
Przewertowaliśmy miliony stron i fanpage'y związanych zarówno z samym erasmusem jak i z uczelnią, do której zdecydowaliśmy się aplikować (IPP ~ Instituto Politécnico do Porto), a także nawiązaliśmy kontakty, które pomogły nam w poszukiwaniu mieszkania tutaj na miejscu. Największą robotę w tej kwestii odwaliła Paulina, która poznała Carlosa, który zajął się rezerwacją mieszkania dla nas. To było dość ryzykowne, gdyż totalnie go nie znaliśmy... ale jak widać mamy jako tako gdzie mieszkać :D.
Najpierw oczekiwaliśmy harmonogramu zdawania dokumentów, który pokazał się dopiero pod koniec października. O tyle dobrze, że egzamin językowy nas nie dotyczył. Mieliśmy zdany certyfikat językowy z licencjata, a to automatycznie zwalniało nas z dodatkowego egzaminu. Później złożyliśmy całą resztę niezbędnych dokumentów (co zajęło nam trochę czasu...), ale już na początku grudnia dostaliśmy wiadomość, że uczelnia w Porto nas wita i oczekuje. Niewiele zwlekając zaczęliśmy szukać tanich biletów i przed koniec roku każdy miał wykupiony bilet i wszystko zdawało się zmierzać we właściwym kierunku.
Pierwsze schody pojawiły się w połowie stycznia, kiedy to otrzymaliśmy niepokojącego maila. Otóż pojawiły się jakieś problemy związane z finansowaniem. My, nie chcąc tracić pieniędzy, które wydaliśmy na bilety, podjęliśmy akcję szukania przyczyny braku pieniędzy na nasz wyjazd. Po licznych telefonach, mailach, spotkaniach z różnymi wykładowcami i wieloma wizytami w naszym biurze erasmusa zostaliśmy zaproszeni na podpisanie umów finansowych. Także obecnie czekamy na przelewy. W między czasie wyrobiliśmy także karty ubezpieczeniowe NFZ dla studentów wyjeżdżających na naukę za granicę.
Później szybka ogaryna, dotycząca zakupów, z którymi wstrzymywałam się do ostatniej chwili. Co więcej, 8 dni przed wylotem miałam jeszcze wyrywaną ósemkę, także kilka dni z życia wycięte. Na szczęście wszystko udało mi się w miarę w czas przygotować, także nie było większych problemów.
Zaczęło się tak ... zaraz po obronie licencjatu, kiedy to już wiedziałam, że idę na magisterkę, od razu w głowie zakodował mi się pomysł wyjazdu na erasmusa. Tak, taka okazja zdarza się tylko raz w życiu. Ostateczne zaklepanie tego pomysłu wahało się pomiędzy studiowaniem w Białymstoku (wtedy jadę na wymianę) i studiowaniu w Poznaniu (nie jadę). Życie ułożyło się tak a nie inaczej i zostałam w Białymstoku. Także wyjazd okazał się jak najbardziej aktualny. Na początku pierwszego semestru magisterki, gdzie ze staje ekipy zostało nas pokaźnie 6 osób, padł gdzieś temat mojego erasmusa, o którym wiele mówiłam. Znajomi podjęli decyzje - jedziemy z Tobą. W sumie w kupie raźniej i weselej, także nie miałam nic przeciwko, a nawet byłam całkowicie za.
Przewertowaliśmy miliony stron i fanpage'y związanych zarówno z samym erasmusem jak i z uczelnią, do której zdecydowaliśmy się aplikować (IPP ~ Instituto Politécnico do Porto), a także nawiązaliśmy kontakty, które pomogły nam w poszukiwaniu mieszkania tutaj na miejscu. Największą robotę w tej kwestii odwaliła Paulina, która poznała Carlosa, który zajął się rezerwacją mieszkania dla nas. To było dość ryzykowne, gdyż totalnie go nie znaliśmy... ale jak widać mamy jako tako gdzie mieszkać :D.
Najpierw oczekiwaliśmy harmonogramu zdawania dokumentów, który pokazał się dopiero pod koniec października. O tyle dobrze, że egzamin językowy nas nie dotyczył. Mieliśmy zdany certyfikat językowy z licencjata, a to automatycznie zwalniało nas z dodatkowego egzaminu. Później złożyliśmy całą resztę niezbędnych dokumentów (co zajęło nam trochę czasu...), ale już na początku grudnia dostaliśmy wiadomość, że uczelnia w Porto nas wita i oczekuje. Niewiele zwlekając zaczęliśmy szukać tanich biletów i przed koniec roku każdy miał wykupiony bilet i wszystko zdawało się zmierzać we właściwym kierunku.
Pierwsze schody pojawiły się w połowie stycznia, kiedy to otrzymaliśmy niepokojącego maila. Otóż pojawiły się jakieś problemy związane z finansowaniem. My, nie chcąc tracić pieniędzy, które wydaliśmy na bilety, podjęliśmy akcję szukania przyczyny braku pieniędzy na nasz wyjazd. Po licznych telefonach, mailach, spotkaniach z różnymi wykładowcami i wieloma wizytami w naszym biurze erasmusa zostaliśmy zaproszeni na podpisanie umów finansowych. Także obecnie czekamy na przelewy. W między czasie wyrobiliśmy także karty ubezpieczeniowe NFZ dla studentów wyjeżdżających na naukę za granicę.
Później szybka ogaryna, dotycząca zakupów, z którymi wstrzymywałam się do ostatniej chwili. Co więcej, 8 dni przed wylotem miałam jeszcze wyrywaną ósemkę, także kilka dni z życia wycięte. Na szczęście wszystko udało mi się w miarę w czas przygotować, także nie było większych problemów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentując wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych, które są między innymi wykorzystywane w analizie statystyk poprzez Google Analytics,