wtorek, 28 kwietnia 2015

Pilomax - na ratunek włosom farbowanym!

P.S. Przypominam o rozdaniu :) KLIK! 

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że maluję włosy 3 razy do roku (średnio) i nic to im nie szkodzi. Niestety, widzę, że wypadają czy są przesuszone. Przykro mój naturalny kolor jest brzydki - szary... muszę to robić moim kudłom. Nic też dziwnego, że po każdym farbowaniu próbuję je ratować jak się da. Tym razem z pomocą przyszedł Pilomax FB i jego trzystopniowa kuracja regenerująca i pielęgnująca.
Zestaw jest zapakowany w ładnym pudełeczku, a w środku 5 tubek. 2 szampony i dwie maski - pielęgnacyjną i regeneracyjna z każdej oraz odżywka bez spłukiwania. 

Obietnice: TUTAJ - bez sensu przepisywać ;-).
Efekty: Nie ukrywam, że miałam wielkie oczekiwania. Chciałam efektu WOW, którego nie było... niestety. Moje włosy są bardzo obciążone, mocniej niż zazwyczaj, szybko się przetłuszczają, a ich kondycja wcale się nie poprawiła. Są napuszone, końcówki rozdwajają się w tempie ekspresowym. Jedynym ratunkiem jest cięcie...
Wydajność: Wbrew pozorom bardzo wydajne tubki. Po ponad miesiącu stosowania (naprzemiennie zielona i czerwona) mam jeszcze na 2-4 umycia. Odżywka bez spłukiwania jest dopiero w połowie.
Praktyczność: Najbardziej przeszkadzają mi takie same tubki. O ile regeneracja i pielęgnacja różnią się chociaż kolorem to maska z szamponem tylko cyferką... a podczas mycia głowy nie mam jak za bardzo zerkać co chwytam :D.
Cena: szokująca! szampon nawet 25 zł, maska 29 zł, odżywka 27 zł.
Moje zdanie: Zapach jest delikatny, jednak zachęcający i przyjemny. Dobry pomysł sprzedawania od razu całego zestawu. Wtedy łatwiej jest przejść całkowitą kurację. Niestety nie odczułam żadnym efektów... stąd też moje rozczarowanie, bo wiem, że wiele osób chwaliło sobie ten zestaw (szczególnie czerwony).



środa, 22 kwietnia 2015

EDIT ! Tonik do twarzy Balea - znacie?

P.S. Przypominam o rozdaniu :) KLIK! 







Płyny micelarne namnożyły się ostatnio na mojej szafce. Dziś kolejny płyn. Poprzednie recenzje tutaj: 1 i 2.

Po słusznej uwadze anonimowego komentarza muszę przyznać rację - to rzeczywiście Tonik a nie Płyn micelarny i dlatego zmywanie makijażu sprawiało tyle kłopotu :D. Moje niedopatrzenie. Widząc taką buteleczkę złudnie zasugerowałam się kolorem (tak jakoś) i bez tłumaczenia przyjęłam, że to płyn.
Nie zmienia to jednak faktu, że kleista aura, jaką owy już tonik :D zostawia na twarzy zniechęca mnie do jego dalszego stosowania.

P.S. Pozdrawiam spostrzegawczego Anonima :).


Opinię warto porównać z poprzednimi wpisami, dlatego też nie będę się zbyt mocno rozpisywać
Płyn jest delikatny, ale chyba, aż za bardzo. Słabo sobie radzi ze zmyciem makijażu, z tuszem i eyelinerem troszkę muszę się nagimnastykować. Jest to jednocześnie zaleta, bo nie podrażnia.
Zostawia bardzo delikatny film na skórze. O ile nie drażni mnie to mocno, to powieki jednak się kleją i muszę je przemyć wodą.
Minusem może być też dostępność, jak to Balea... stacjonarnie to chyba nigdzie w Polsce :D a na pewno miałabym problem ze znalezieniem go w Białymstoku.

Niemniej jednak i tak nie jest moim faworytem, bo wciąż wygrywa "biedronkowy" BeBeauty :).


poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Wibo miętuski!

P.S. Przypominam o rozdaniu :) KLIK! 

Przyszła wiosna, przyszło słońce i przyszła zieleń. Do tej pory miałam jednego miętuska na paznokciach, ale miał fatalne krycie i oddałam go. Ten, mimo, że to mało lubiany jakoś przeze mnie, pastel, ma coś w sobie przyjemnego. Delikatne drobinki rozświetlają i mienią się w słońcu.
Trwałość przeciętna... 3 dni i odpryski są bardzo widoczne.
Krycie - 2 warstwy są wystarczające.
Ceny nie znam, ale sugerując się, że to Wibo, to zapewne nie więcej jak 7 zł :).
P.S. tak! skórki! ostatnia nadzieja w czystym oleju arganowym... :(


czwartek, 16 kwietnia 2015

Rexona - hit czy kit?

P.S. Przypominam o rozdaniu :) KLIK! 

Zawsze używałam mydełek w kostce, różnych firm, ale zawsze w tej formie. Ok... zostawiały białe ślady, ale jak się wyczuło to nie było tak źle (żaden nigdy nie zniszczył mi ubrań). Zostałam jednak namówiona na antyperspirant w formie aerozolu, chyba głównie dlatego uległam, żeby ubierać czarne bluzki częściej niż raz i to na chwilę.
I tylko w kwestii niebrudzenia się sprawdził....
Zapach był na tyle intensywny, że najpierw dusił zapach moich perfum, a później znikał. Używałam go w okresie grzewczym. Wiecie, różne zmiany temperatury, raz gorąco a raz mróz. I świeżo po wyjściu z domu było spoko, ale gdy lekko się spociłam to zamiast czuć "ochronę" to czułam nieprzyjemny zapach. Taka dygresja... skoro już samemu czuje się swój pot to coś nie halo :D.
Generalnie nie mam problemów z poceniem się, ani też z zapachem mojego potu. Jednak w tym przypadku miałam wrażenie, ze cały czas po prostu śmierdzę potem!
Zdecydowałam się też zaryzykować i prysnąć się przed ostrym treningiem. Nie oczekiwałam, że pot nie będzie się ze mnie lał, ale bardziej tego, że nie ogarnie mnie ten nieprzyjemny zapach. To się przeliczyłam... Jeszcze nigdy tak szybko nie wracałam do domu pod prysznic!

Jednym słowem: NIE!
Cena? - ok. 8-12 zł w różnych sklepach, co daje mi to samo z ulubionym mydełkiem, do którego wrócę z wielkim utęsknieniem!

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Kolejny do pojedynku: płyn micelarny BANDI

P.S. Przypominam o rozdaniu :) KLIK! 

Pamiętacie ten post KLIK tutaj porównywałam micel z BeBeauty oraz z Soraya.
Dziś dodaję kolejny micel, który jest wart uwagi - Płyn micelarny z Bandi FB limited edition.

Obietnice: Preparat oczyszcza z makijażu i zanieczyszczeń. Przeznaczony do pielęgnacji skóry wrażliwej i delikatnej, skłonnej do podrażnień. Preparat nie zawiera drażniących substancji myjących ani alkoholu. Kuliste struktury – micele idealnie usuwają makijaż nie wywołując podrażnienia ani pieczenia oczu. Płyn nie wysusza skóry, pozostawia uczucie czystości, ukojenia i jedwabistości.
Działanie: ładnie zmywa makijaż i nie gryzie w oczy (a to ważne!) jednak trzeba dłużej przytrzymać nasączone płatki na powiekach.
Praktyczność: opakowanie niby klasyczne, jednak przez to oczko ciężko wydostaje mi się kosmetyk, co w efekcie powoduje jego rozlewanie.
Cena: ok. 20 zł
Moje zdanie: jestem na tak! :) choć mimo wszystko niższa cena płynu BeBeauty  jest bardziej przekonywująca, skoro działanie jest takie samo - a nawet szybsze :).



piątek, 10 kwietnia 2015

Pachnąca szafa w moim salonie

P.S. Przypominam o rozdaniu :) KLIK! 

Po przeprowadzce nie było opcji, żeby nie wykorzystać nowych rekwizytów zapachowych. Co prawda zapach świeżego panela i farby w takim mieszaniu jest pożądany :D ale i tak szybko został zastąpiony czymś "smakowym". W związku z tym, że na spotkaniu blogerek otrzymałam taki produkt postanowiłam, że pójdzie na pierwszy ogień.
Zapach, to prezent od  Pachnącaszafa - facebook.
Mój zapach to jaśmin i drzewo sandałowe. W sklepie internetowym kosztuje około 16 zł.
Zapach sam z siebie jest przyjemny. Słodko kwiatowy, może delikatnie owocowy i delikatnie gryzący. Cóż, spodziewałam się czystego jaśminu, jednak tu troszeczkę inaczej wyszło :).
Wydajność całkiem dobra, chociaż pierwsze dwa dni był mega intensywny, później uspokoił się całkowicie, a po kilku dniach zaczął się wydobywać zapach, intensywnością idealny na moje 33 m2 :). Wadą może być jedynie fakt designu. Kolory i pomysł z ozdobami na patyczkach jest fajny (kolory nawet ładnie prezentują się w towarzystwie fioletowego i kremowego storczyka), ale sam fakt sterczących patyczków wymusza odrobinę ostrożności. U mnie stoi przy oknie i jak odsłaniam rolety to boję się, aby całego nie strącić, czy nie zahaczyć czymś :D.
Może nasunąć się pytanie: ale dlaczego jaśmin?
Zdjęcie poniżej opiszę tak: wakacje w Tunezji. Wystarczy? :D Dodam: gdy chwilowo byłam tam sama to miałam spore powodzenie u tamtejszych kelnerów haha :D i dostawałam różne "prezenty" takie jak właśnie naszyjnik z kwiatków jaśminu.






wtorek, 7 kwietnia 2015

Relaks ze smakiem

Wracamy po świętach z dużą dawką dobrej energii! :)
P.S. Przypominam o rozdaniu :) KLIK!
Jestem koneserem dobrej herbaty, choć i tak najczęściej wybieram klasyczną, zieloną, sypaną. Tym razem zostałam obdarzona smakowitą mieszkanką listków poziomki, jeżyny i czarnej porzeczki z dodatkiem aromatu kwiatu głogu oraz czerwonych owoców jarzębiny.
Nie jest to typowa herbata owocowa, bardziej ziołowa, delikatna, z lekko słodkim posmakiem. Myślę, że idealnie nadawałaby się do ciasta, czy też uspokojenia trawiennych ruchów po sytym posiłku, takim na ten ze świątecznego stołu :P.
Nie lubię "sztucznych" herbat, czyli takich z woreczka, a już na pewno owocowych z woreczka. Mają w sobie różnego rodzaju substancje, których mój organizm w dziwny sposób nie trawi (barwniki, aromaty?) i zamiast uczucia rozluzowania mam wzdęcia i czuję się ociężała. Nic też dziwnego, że wybieram tylko czyste liście :).

 Opakowanie zawiera 70 g produktu, jest to bardzo dużo, gdyż do jednej filiżanki zużywa się 1 łyżeczkę mieszkanki (ja zużywam więcej, ale z jakiego kubła ja piję... :D). Do tego jest w barwach, które będą przewodnie w mojej kuchni - zieleń i brąz :D. Wygląda na tyle estetycznie, że nie widzę potrzeby, aby przesypywać ją w jakiś pojemniczek.



środa, 1 kwietnia 2015

Rozdanie! ;-)

Wiosna rozpoczęła się na dobre, choć kwiecień prawdopodobnie zaskoczy nas jeszcze śniegiem. Niemniej jednak uważam, że okres wiosenny to czas, kiedy zaczyna wszystko rozkwitać, a tym samym wszystkie babeczki zaczynają zwracać większą uwagę na swój wygląd. No tak, wiosna to przedpokój lata, kiedy to pokazujemy zdecydowanie większą ilość swojego ciała :).

Z okazji wiosny, a tym samym zbliżającego się lata, zapraszam Was do udziału w moim rozdaniu.

Do wgrania jest zestaw kosmetyków firmy UrodaFB Uroda.

W składzie:

-tonik bezalkoholowy
-płyn micelarny
-krem silnie nawilżający
-pomadka do ust

Zasady są proste :)
1. Być obserwatorem mojego bloga. (1 los)
2. Udostępnić grafikę konkursową wraz z odnośnikiem do wpisu na swoim blogu lub FP (1 los)
3. Podać w komentarzu swoje imię,e-mail oraz link do udostępnionej grafiki :).
4. Rozdanie trwa od 1.04 do 30.04.2015 :).