czwartek, 28 stycznia 2016

Morning shots

Moja praca wykańcza mnie nieco,  a w szczególności tym, że do tej pory starałam się być osobą nader zorganizowaną, a w pracy tego ogarnięcia mi bardzo brakuje ostatnio. Może też temu, że mam obecnie dwie zmiany. Póki pracuję na pierwszą (8-16) jest ok, ale na na 2, 11-19, jest mi mega ciężko się przystosować. Wstaję o 6-7 niezależnie od tego na którą mam do pracy. Podczas pierwszej zmiany korzystam z całego dnia, mając na wszystko czas,  a podczas drugiej rano nic nie robię (facebook, jakieś drobne sprawy) a wieczorom padam na twarz i ekspresowo zasypiam. Dobrze, że dziś już czwartek, a jutro piątek, więc odpocznę, o ile w sobotę nie pójdę do pracy... :D.
Kiedyś byłam typem leniwca, ale odkąd trafiłam na Dawida stałam się mega aktywna i dużą wagę przywiązuję do zaplanowanych rzeczy (do spontanicznych jeszcze bardziej :D). Nie wyleguję się w łóżku do granic możliwości, a po pracy mam ogromną chęć biegać (właśnie znikł śnieg, więc cudowna wiadomość!). To musi być miłość <3

wtorek, 26 stycznia 2016

Odżywka do paznokci - KOSMED

Jest zima. Jest nawet mróz. Odporność spada mimo picia tranu, a co za tym idzie brakuje nam wielu składników. Brak słońca nieco potęguje ten dyskomfort, a my odpłacamy słabymi włosami, paznokciami, ziarnistą cerą oraz smutnym wyrazem twarzy.
Moje paznokcie, mimo tranu jak wspomniałam i kremów do rąk, są tak kruche, że nie mam pojęcia co się stało. To tak jakby na okres zimowy nagle zmieniły swoją trwałość. Szczególnie, że już od dłuższego czasu nie miałam z tym problemu i potrafiłam zahodować naprawdę śliczne paznokcie. Był to też powód dla przetestowania nowej odżywki do paznokci z witaminami i keratyną od KOSMED.

Niestety, jestem niesamowicie zawiedziona, choć niby czemu? Kiedyś szukałam czegoś dobrego i jedyna rzecz jaka mi pomogła to odżywki od EVELINE, więc czego spodziewałam się po tej? Chyba tego, że zastąpi ją. Bezskutecznie. 

Odżywka schnie szybko, pozostawiając na płytce lśniącą warstwę. Nie ma też problemu podczas aplikacji. Jednak już po kilku godzinach potrafi zaczynać odpryskiwać! Aplikowałam ją na czyste paznokcie, nie malowałam ich potem (sama odżywka). Co 3 dni zmywałam i kładłam nową, po 3 aplikacjach kilka dni odpoczynku i znów to samo. Cóż... efektów zero, bo paznokcie wciąż rozdwajają się w tempie niesamowitym! Plusem jest to, że nie wysusza skórek wokół płytki.

Podsumowując - nie działa :(. Mimo wszystko wykończę ją do reszty, mając wewnętrzną nadzieję, że trzeba używać jej zdecydowanie więcej i dłużej :D.

sobota, 23 stycznia 2016

Karnawałowe paznokcie - CND Vinylux od EKERT

Testy lakierów bywają różne. Raz odnajduję idealny kolor, konsystencję i czas wysychania, a raz jestem totalnie rozczarowana. Tutaj mam mieszane uczucia chociaż bardziej przemawiają na "tak" niż na "nie".
Zacznijmy od tego, że zestaw kosmetyków VINYLUX do manicure marki CND od EKERT składa się z 3 elementów - płynu czyszczącego płytkę paznokcia (żeby nie nazwać zmywacza), lakieru oraz bazy utrwalającej. Producent obiecuje nam tydzień trwałości - kłamie... ale to nie ważne, i tak nie nosiłabym jednego koloru przez tydzień :D - chyba, że lakier nie utwardza się pod światłem domowym (czyt. gdy maluje wieczorem), gdyż według instrukcji działa przy świetle naturalnym (spróbuję też w dzień ;)). W moim przypadku były to tylko 3 dni i już pojawiły się odpryski. Nie oszczędzam paznokci jakoś szczególnie - zmywam, myję głowę itd. i przy zwykłych lakierach nie wymagam, że będą się szałowo długo trzymać na rozmiękczonych paznokciach. Inaczej, jeżeli są to hybrydy czy właśnie lakier kosztujący ok. 40 zł za kolor - stąd moje rozczarowanie. Jednak za wielką zaletę muszę uznać czas schnięcia - ekspresowy! Nie wiem czy cały zabieg zabrał mi więcej niż 30 min! Ekstra!



Cena jest dość wysoka - jeden lakier kosztuje ok. 40 zł za 15 ml. Jeżeli trzymałby się tydzień to rzeczywiście jest wart swojej ceny, jednak jeżeli nie, to zdecydowanie nie. Nie udało mi się ustalić ceny bazy utwardzającej i płynu. 




Pierwszy krok - czyli oczyszczenie i odtłuszczenie płytki. Miałam wrażenie, że płyn mocno wysuszył wszystko na około! Ale nie było tak strasznie.
Drugi krok - według producenta nakładamy dwie warstwy lakieru - mi wystarczyła jedna i efekt był zadowalający.
Trzeci krok - po wyschnięciu koloru zakłada się warstwę bazy utwardzającej, działającej przy świetle naturalnym (utwardzającej się w takim świetle, bez użycia lamp)
Czwarty krok - zmywanie lakieru nie sprawa żadnego problemu zwykłym zmywaczem.
Mój karnawałowy akcent (sylwestrowy) polegał na naniesieniu na jedną płytkę brokatowego top'u od Color Club. Potrzebowałam aż 3 warstw dla dobrego, ale i też trwałego efektu. Jak to przystało na takie lakiery jest to normalna sprawa, tak samo jak i dłuższy czas zmywania go później.
Cena to ok. 17 zł za 15 ml.





poniedziałek, 18 stycznia 2016

Musująca kula do kąpieli - zielona herbata

Uwielbiam robić sobie małe SPA. Szkoda tylko, że nie mam wanny (ograniczenia przestrzennie). Ale na szczęście mam wyższy brodzik - chociaż początkowo upierałam się nad zupełnie płaskim. 
Prezentowana poniżej kula to prezent od  IMAXI 

Bardzo przyjemnie zapakowana i dodatkowo zabezpieczona folią. Niestety, byłam zmuszona zaaplikować ją całą na raz (nie byłam w stanie jej przełamać), więc pewnie dlatego spotkałam się z pewnymi "niedogodnościami".

Kulę wrzuca się do ciepłej wody, ta się rozpuszcza uwalniając swoje właściwości eteryczne i nawilżające. Rzeczywiście początkowo zapach był piękny (czy akurat zielonej herbaty, to bym polemizowała), jednak potem zaczął być dręczący i męczący - zapewne ze względu na nieproporcjonalną ilość wody. Bardzo ładnie nawilża skórę, pozostawiając na niej jeszcze przez jakiś czas delikatną, miękką powłokę - dotyczy to także wanny/brodzika, całe się brudzi. Zapach, prawdopodobnie przez swoją intensywność wywołaną przesadą w aplikacji, czułam na sobie jeszcze przed wieczorną kąpielą dnia następnego :D.
Niemniej jednak bardzo przyjemny sposób na relaks, szczególnie wtedy, kiedy ma się wannę :).


czwartek, 14 stycznia 2016

Test perfum - esencja perfum - Miss Cherie

Posty były w jednym jednak musiały zostać rozbite na dwa TUTAJ LINK do testu drugich perfum :).

Skończyły mi się moje ulubione perfumy, więc to dobry argument na próbę poszukiwana czegoś nowego, w nowej nucie zapachowej. Cóż, niestety i tym razem nie wyszło, gdyż zapachy nie przypadły mi do gustu, ale idealnie dopasowałam je moim najbliższym kobietom - mamie i babci.
Mówi się, że perfumy, które pasują do naszych gust są przez nas słabo wyczuwalne. Chyba coś w tym jest, bo moich ulubionych perfum na sobie nie czuję, natomiast każde inne zdają się mi być nader intensywne. To chyba też zależy od skóry czy tkaniny na jaką są aplikowane perfumy (osobiście nie mogę założyć zapachu na skórę gdyż od razu mam wysypkę... dlatego perfumuję tylko ubrania).
Prezentowane poniżej zapachy nie są w moim guście - stad dla mnie były trwałe i intensywne, a mama i babcia miały inne odczucia.

Esencja perfum oferuje nam zamienniki, nazwijmy je w wersji turystycznej, kultowych zapachów. Znajdziemy tam takie nuty jak chociażby coco chanel no 5 czy inne. Miałam styczność z inną firmą, która oferuje takie cuda (FM oczywiście :P) i pomimo, że wybrany przede mnie zapach nieco różnił się od oryginału, to przez jakiś czas byłam wierna zamawianiu właśnie zamienników, a nie oryginałów - szczególnie kiedy poszukiwałam idealnego zapachu dla mnie. Łatwiej znieść porażkę za 20 zł niż za 200 i więcej :).
Poniższe perfumy, tym razem od EsejcaPerfum, to trudny do opisania zapach. Producent ocenia go jako świeży. Nie znam odpowiednika tego zapachu (oryginału Miss Cherie), więc trudno mi się wypowiedzieć na temat zgodności. Jak dla mnie jest on jeszcze cięższy niż poprzedni, wiec drogą eliminacji przypadł Babci. I rzeczywiście, to jest jej zapach. Zamknięty w dość specyficznej fiolce zapach utrzymuje się przeciętnie. Cóż, zarówno zapach, opakowanie jak i trwałość szału nie zrobiły, ale Babcia była zadowolona, bo z nas trzech jest najmniej wymagająca w kwestii perfum :).




wtorek, 12 stycznia 2016

Face glove od LIVIOON

Mój problem w recenzji kosmetyków i gadżetów do makijażu i demakijażu polega na tym, że maluję się naprawdę rzadko i w najbliższym czasie chyba nie planuję tego zmieniać. Przyzwyczaiłam się już do swojego naturalnego looku. Moja cera poprawiła się o 360 stopni! Wypryski mam naprawdę sporadycznie (hormony buzują raz w miesiącu :D), a jedyną moją zmorą są wągry na nosie (fuu) i kilka pękniętych naczynek (mam nadzieję, że niedługo uda mi się zamknąć chociaż te największe).


LIVIOON to dla mnie nowa firma, tak samo nowa jak produkt, który właśnie Wam przedstawię. Sposób na innowacyjny demakijaż - czyścik do demakijażu - FACE GLOVE. Zamiast wacików od kilku tyg. używam właśnie owego ręczniczka/myjki. Jest bardzo miękki i delikatny. Próbowałam myć twarz z mydłem, z żelem do twarzy oraz klasycznym płynem do demakijażu (od kilku lat wierna jestem dla be Beaty z biedronki!) i za każdym razem odbyło się to bez tarcia skóry. 



Za każdym razem podkład i puder znikał całkowicie! (później dla pewności sprawdzałam jeszcze wacikiem, czy wszystko zeszło). Unikam jedynie zmywania tuszu (choć próbowałam i schodzi na czysto! ale budzi myjkę) i eye-linera (nie próbowałam, pewnie brudziłoby gorzej). 
Po tych kilku myciach wyprałam ręczniczek z białym praniem - wygląda jak nowy i nie stracił na miękkości.. 
Jest bardzo poręczny i wygodny w użytkowaniu. Zakładam go jak kukiełkę, na 3 palce,  aplikuję "coś" do mycia i rozpoczynam zabieg. Jedyny mój problem to sposób przechowywania. Totalnie nie mam na niego pomysłu. Nie chcę trzymać go na wierzchu, bo wtedy wszystko z łazienki zbiera się na nim (a nawet jak spakuję go w jakąś torebeczkę to nie mam gdzie jej schować). Muszę to jeszcze dopracować :). Nie zmienia to jednak faktu, że bardzo ułatwia demakijaż nie podrażniając skóry.
Nie wiem jak sprawdziłby się w podróży, czy na siłowni, jak sugeruje producent, ale myślę, że ma to sens. Czy nie wygodniej jest wciąć jedną myjkę zamiast kilku wacików? :)

sobota, 9 stycznia 2016

Test perfum - livioon no 17

Posty były w jednym jednak musiały zostać rozbite na dwa TUTAJ LINK do testu drugich perfum :).

Skończyły mi się moje ulubione perfumy, więc to dobry argument na próbę poszukiwana czegoś nowego, w nowej nucie zapachowej. Cóż, niestety i tym razem nie wyszło, gdyż zapachy nie przypadły mi do gustu, ale idealnie dopasowałam je moim najbliższym kobietom - mamie i babci.
Mówi się, że perfumy, które pasują do naszych gust są przez nas słabo wyczuwalne. Chyba coś w tym jest, bo moich ulubionych perfum na sobie nie czuję, natomiast każde inne zdają się mi być nader intensywne. To chyba też zależy od skóry czy tkaniny na jaką są aplikowane perfumy (osobiście nie mogę założyć zapachu na skórę gdyż od razu mam wysypkę... dlatego perfumuję tylko ubrania).
Prezentowane poniżej zapachy nie są w moim guście - stad dla mnie były trwałe i intensywne, a mama i babcia miały inne odczucia.
Moja Mama lubi perfumy zdecydowanie cięższe niż ja. Jednak wciąż zachowuje się w nich nuta świeżości. Fiolka i wizualny wygląd są mało istotne, mają mieścić się w torebce i ładnie pachnieć. Nie jest jednak ona tak wymagająca w zapachach jak ja. Zapach od LIVIOON, nr 17, jest kwintesencją zapachu mojej mamy. Właśnie z takimi zapachami mi się ona kojarzy. Jeszcze zanim sama się nim opryskałam wiedziałam, że sprezentuje go mamie. Niestety nie widzę, aby był teraz dostępny na stronie LIVIOON, dlatego też nie wiem jak profesjonalnie opisać tę nutę.
Elegancka, poręczna fiolka z ukrytym pięknym zapachem idealnie wpasowała się w gusta mojej mamy. Co do trwałości to jest przeciętna, jak klasyczne wody perfumowane.




czwartek, 7 stycznia 2016

Orzeźwiający olejek do ciała - HEMEL

Zima w pełni. Mrozy siarczyste, wiatry, chłody - czyli idealna pogoda na wysuszenie i spierzchnięcie skóry. Warto pamiętać, właśnie zimą, o nawilżeniu skóry, nie tylko dłoni czy twarzy, ale też całego ciała.
Obecnie po wieczornej kąpieli stosuję olejek orzeźwiający od HEMEL.
Umieszczony jest w małej, poręcznej buteleczce z małym oczkiem. Pierwsza aplikacja była kłopotliwa - musiałam najpierw przedziurawić oczko, a potem odpowiednio wyczuć ilość kosmetyku. Każda kolejna zamieniała się już tylko w przyjemność, chociaż nie mam dobrego przekonania co do parafiny w składzie, ale na ciele tworzy przyjemną, miękką warstwę, która mi nie przeszkadza.

Świeży, cytrusowy zapach od razu skojarzył mi się z wakacjami, słońcem i plażą. Oliwka bardzo szybko wchłania się w skórę, a zapach pozostaje na niej jeszcze przez jakiś czas. Miękka i nawilżona skóra odczuwalna jest nawet do kolejnej kąpieli. To dość dziwne, bo zazwyczaj kremy znikają z nas następnego dnia rano, przetarte przez pościel czy pidżamę. Producent zaleca, iż olejek powinno się smarować na mokrą skórę, być może wtedy efekty byłyby jeszcze lepsze (zimą ciężko to wykonać :P, latem nieco łatwiej), dlatego też pół buteleczki zużyłam teraz, czyli zimą, kolejne pół postanowiłam zostawić na lato, czyli plażę, słońce i relaks :).


Cena: 19,90 zł
Pojemność: 55 ml (idealna na wakacyjny wyjazd!)
Opis produktu od producenta: KLIK

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Paletka CATRICE chocolate nudes - moje pierwsze kroki w kolorach

Używanie cieni to dla mnie magia i wiadomo o tym nie od dziś. Potrzebuję chyba jeszcze dużo czasu zanim nauczę się używać cieni w odpowiedni sposób, a przede wszystkim zanim odważę się użyć mocniejszych kolorów. Nude, beże i brązy to zdecydowanie te kolory od których powinnam zacząć naukę. Są niemal niewidoczne i trudno z nimi przesadzić. Na tyle trudno, że w moim wykonaniu właściwie wcale ich nie ma. Z jednej strony to dobrze - jak wiecie ponad wszystko cenię naturalność, a z drugiej - trzeba umieć choć trochę wszystkiego, bo nigdy nie wiadomo kiedy może Ci się przydać. Być może następnym razem odważę się na mocniejsze podkreślenie oka.

Paletka była idealna na sylwestrową próbę make-up'u. Po raz pierwszy użyłam kilku kosmetyków, co w efekcie dało dość spokojny, ale widoczny efekt. Pierwsze wrażenie to SZOK. Jak wiecie nie maluję się na co dzień (nawet tuszu!), dlatego gdy mam makijaż, a już w takim pełnym wydaniu, potrafię zaskoczyć look'iem. Nieco błyszczące oko spodobało się nie tylko mi samej, ale także mojemu partnerowi.

Wracając do samej paletki - zawiera kolory matowe i perłowe, ale nie na tyle błyszczące, żeby stracić na elegancji i dobrym guście. Ich odcień nie pozwala niestety na powiedzenie "napigmentowane", bo takie kolory zawsze będą słabo widoczne, poza najciemniejszym brązem, który potrafi być wyraźny (chociażby na teście na nadgarstku). W komplecie jest klasyczny aplikator jak i pędzelek, którego osobiście użyłam do lekkiego podkreślenia powieki ciemnym brązem przy rzęsach - wszakże marnie mi to wyszło i uratowała mnie kreska. Przy kontakcie z płynem do demakijażu bardzo ładnie schodzą, ale co do samej trwałości trudno mi określić, ze względu, że i tak mało ich umieściłam na powiece. Jednak mimo wszystko widziałam jak delikatnie mieniące się drobinki rozświetlały moje oko jeszcze długo po północy. 

Ze względu na moją nieudolność w malowaniu :D na zdjęciach nie ma ani śladu po cieniach. Sztuczne, słabe, wieczorne światło schowało w sobie cały efekt :(, także nie mam nawet jak pokazać moich pierwszych poczynań w kolorowym makijażu. Mam nadzieję, że kolejna próba pozwoli na lepsze ich ukazanie, bo nie ukrywam, że wiążę z tą paletką duże nadzieje! Szczególnie takie, że w końcu nauczę się malować!
Paletkę miałam okazję przetestować dzięki iperfumy.pl.
A konkretnie ta dostępna jest tutaj: Paletka do cieni chocolate nudes !


sobota, 2 stycznia 2016

New Year's Eve

W tym roku wspaniale się ułożyło, że są wolne dni zaraz po Sylwestrze. Zdecydowanie potrzebowałam dłuższego weekendu do odpoczynku po starym roku. Co prawda mroźna, ale słoneczna pogoda (i nawet śnieżna!) napawa optymizmem i chęcią do życia. Daje też nadzieję na lepszy nowy rok! 

Podsumowanie roku już było, ale nic nie wspomniałam o postanowieniach. Przede wszystkim chcę więcej blogować i znów wrócić do gry na gitarze - generalizując - znów wrócić do swoich pasji, które dawały i dają mi dużo satysfakcji i spełnienia. Właściwie do pasji i samorealizacji dodałabym jeszcze sport, mając na myśli oczywiście bieganie - chciałabym stawiać sobie wyzwania czasowe i dystansowe, przez pryzmat smukłej sylwetki i dobrej kondycji fizycznej. Dobrze gdybym spełniła też swoje małe marzenia - kurs dietetyki z elementami fizjologii człowieka, albo chociaż mądra książka na ten temat. Później wakacyjny wyjazd - Hiszpania, Chorwacja albo Kreta, najlepiej 2 tyg. w cudownym słońcu, chociaż nie pogardzę żadnym innym wyjazdem :). Sferę zawodową póki co odkładam na bok, chcę tylko mieć odpowiednie warunki i nie stresować się, a reszta jest drugorzędna. Najważniejsze w tym nowym roku jest dla mnie jednak pielęgnowanie i troska o mój związek z ukochanym mężczyzną <3. Ten obszar mojego życia jest najistotniejszy i to właśnie Dawidowi chcę poświecić w tym roku najwięcej czasu.

Sylwestra spędziłam w gronie szalonych znajomych i oczywiście mojego Dawida. To była naprawdę udana impreza i mam nadzieję, że przesąd "jaki sylwester taki cały rok" doskonale się sprawdzi! Muzyka, drinki, przepyszne jedzenie a przede wszystkim pozytywni ludzie i dobre humory! Oby tak było przez cały rok!
Pierwsze zdjęcie z początków imprezy, więc loki jeszcze się kręcą... hah :D Później wyglądały już lepiej. Takie wyjścia są dużym wyzwaniem dla mnie :D nakładanie podkładu, cieni, robienie kresek, a w tym roku i wyjątkowo nawet pomadki! to było nie lada zadanie. Mam nadzieję, że nie było tak źle, o czym opowiem w kolejnym poście.



Dziś odpoczywam i relaksuje się. Ciepła herbata z cytryną, termofor, film i mój mężczyzna u boku<3. Mam nadzieję, że każda nasza wspólna chwila będzie właśnie tak wyglądać :).