sobota, 29 kwietnia 2017

Drogeria Estrella - Tusz do rzęs Rimmel Extra Long Lash, Eyeliner Scandal Eyes i paleta do brwi Brow This Way

Witajcie!
Majówkowa pogoda nie dopisuje dla wyjazdów temu też spędzam ten czas na spokojnie w domu, odpoczywając od natłoku obowiązków i totalnie odcinając się od pracy.

Dziś przychodzę do Was z kolejnymi kosmetykami z Drogerii Estrella, a w przygotowaniu już kolejny post :). Dziś czas na Tusz do rzęs Rimmel Extra Long Lash,  Eyeliner Rimmel Scandal Eyes oraz paleta do brwi Rimmel Brow This Way.

Zacznijmy od tuszu. Mój numer jeden w ostatnim czasie. Obawiałam się tej szczoteczki, ale jest jak najbardziej idealna i długa na tyle, aby nie umalować wszystkiego naokoło. Głęboki czarny kolor ładnie podkreśla moje rzęsy, wydłuża je i dzięki temu są naprawdę widoczne. Nie kruszy się nawet po całym dniu, nie osypuje, nie rozmazuje się i zgrabnie się zmywa. Może delikatnie skleja rzęsy, ale po przeczesaniu jest już ok. Jak wiecie, lubię delikatne efekty, a w tym przypadku jest to właśnie taki stonowany efekt. Jak najbardziej polecam i zapewne do niego wrócę, szczególnie za cenę niecałych 10 zł! :) > Rimmel Extra Long Lash.


Eyeliner to nieco inna sprawa. Zacznijmy od nietypowej końcówki zakończonej kuleczką. Byłam trochę zaszokowana takim wykończeniem. Nic też dziwnego, że nie spodobał mi się końcowy efekty (nawet nie zrobiłam zdjęcia :P). Wolę jak kreska kończy się ostro, a nie "miękko". Poza tym na reszcie powieki rozsmarowuje się dość grubą krechą. Co prawda jest to ładnie napigmentowana, czarna krecha, ale wciąż grubas. Po całym dniu wciąż jest w pełni obecny na powiecie, ale... miałam wrażenie, że zmienił się w granatowy kolor (może kwestia wymieszania się z podkładem i pudrem?). Nie mniej jednak w tym przypadku jestem na nie. >Eyeliner Rimmel Scandal Eyes.

Jednak żeby nie było tak przykro to na deser zostawiam paletkę do brwi. Jeszcze do niedawna kompletnie nie używany przeze mnie element makijażu, do niedawna. Zrezygnowałam z regularnej henny, gdyż moje brwi zaczęły się lekko przerzedzać. Aby uniknąć wyłysienia postanowiłam odstawić przyczynę i zastąpiłam ją właśnie rożnymi paletami co brwi. Ta od Rimmela bardzo przypadła mi do gustu, szczególnie dlatego, że w zestawie mamy od razu pędzelek i grzebyczek, co zdecydowanie ułatwia mi sprawę niż szukanie ich w kosmetyczce oddzielnie. Poza tym kolor idealny dla mnie, utrzymuje się cały dzień na miejscu, nie rozmazuje się i dobrze się zmywa. Cóż, również polecam :). >  Rimmel Brow This Way


Miałyście doświadczenia z tymi kosmetykami? :)

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

FACE LINE by nail company Exclusive mask

Witajcie!
Przepadłam! Przyznaję się przepadłam w ostatnich tygodniach. Jednak musicie wierzyć mi na słowo, że miałam silne argumenty :). Na całe szczęście już wracam - a przynajmniej mam taką nadzieję.

Dziś chcę Wam zaprezentować dwie niesamowite maski od FACE LINE by nails company.
Dlaczego niesamowite? Spotkałyście się kiedyś z maskami w płacie, które nie zjeżdżają Wam z twarzy i możecie w nich robić niemal wszystko? No właśnie to mój pierwszy raz z taką maską! Zazwyczaj mam wielki problem z dobrym nałożeniem maski na twarz, a potem muszę sztywno leżeć, bo razem ze mną rusza się ona. Tutaj, dzięki zakładkom na uszy i brodę (dwa ostatnie zdjęcia - wiem, straszne :P) maska sztywno trzyma się przy skórze, a w między czasie możemy robić cokolwiek!

Ale pora na oczekiwania i efekty.
Oczywiście z pięknym opakowaniu (estetyczne i praktyczne) zapakowany jest jeden, dobrze nasączony płat maski. Zapach w obydwu przypadkach był bliżej nieokreślony, słodkawy, nie intensywny.
Oczekiwałam przede wszystkim szybkiego efektu nawilżenia - jak zawsze. Maska miała się nie mazać, nie ściekać i nie podrażniać. Czy maski sprostały moim wymaganiom?


Po aplikacji różowej wersji, anti-aging absolutnie nie spodziewałam się, że będę od razu młodsza, a zmarszczki znikną :D. Maska fajnie nawilżyła skórę pozostawiając ją miękką i odżywioną. Efektów odmładzających nie zauważyłam. Delikatny krem nie zostawiał nieprzyjemnego filtru na twarzy, a wręcz przeciwnie, nie czułam potrzeby kremowania buźki jeszcze na następny dzień.


Wersja zielona,  czyli Hyaluronic Q10 Complex, sprostał moim wszystkim wymaganiom i naprawdę poczułam ogromną ulgę po zdjęciu maski, jeszcze większą niż w przypadku różowej wersji. Skóra wręcz upiła się składnikami i miałam wrażenie, że promienieje. Jeszcze przez długi czas czułam efekty, czyli miękką i delikatną skórę, rozświetloną i zdrową.

Poniżej zdjęcia zauszników (?) dzięki którym maska idealnie dopasowuje się do twarzy, nie zjeżdża i nie ucieka. Naprawdę świetny patent!

Miałyście kiedyś doświadczenia z tymi maskami? Jeżeli nie, możecie je kupić TUTAJ za naprawdę niewielkie pieniądze! :)

wtorek, 11 kwietnia 2017

POSE - krem pod oczy

Witajcie!
Wczorajsza piękna pogoda zmotywowała mnie nieco do pracy (pomimo, że to był poniedziałek :P) i w ten sposób powstał dzisiejszy post :).

Kosmetyki marki POSE znałam do tej pory tylko z opisów i obrazków. Nie miałam okazji testować żadnego z tych kosmetyków, także jak tylko była taka możliwość pomyślałam :dlaczego nie? :) i padło na POSE krem pod oczy.
Wybór był prosty - okolice oczu potrzebują specjalnej pielęgnacji, zwykły krem do twarzy to czasem za mało. Ciągła praca przy komputerze i dużo godzin za kierownicą jednak robią swoje (mój kompleks wielkiej zmarszczki na czole własnie się pogłębia...). Oczu nie wymienimy, dlatego warto z każdej możliwej strony pomagać im w odpoczynku.



Krem od POSE to bardzo delikatna, kremowa konsystencja, zamknięta w eleganckiej i nienagannej szacie. Kosmetyk jest kompletnie bezwonny. Wręcz ekspresowa wchłania się nie powodując podrażnień, ani pieczenia przy kontakcie z okiem. Jedna mała pompka (notabene idealne rozwiązanie dla takiego kosmetyku!) to niemal wymierzona porcja do aplikacji.

Zapewne najbardziej interesują Was efekty. Nie oczekuję, że zmarszczki mi zniknął czy zredukują się do okolic 0. Ważne abym czuła ulgę po nałożeniu takiego kosmetyku. I tak jest. Autentycznie zauważyłam mniejsze wory pod oczami pomimo, że z dnia na dzień sypiam co raz gorzej. Zdecydowanie najprościej możecie zauważyć to na moich zdjęciach z instagrama: @martysia5, gdzie to co widać to niemal 0 make up'u (i tak nie używam korektora) i wypoczęte oczy, jak dawno nie były. Nie mam ani jednej suchej skórki, które do tej pory pojawiały mi się często w okolicach oczu (często mrużone oczy, tarcie zmęczonych powiek, łezki od słońca czy.... ziewania :D). Do tego dostałam (chyba) uczulenia na płyn do demakijażu oczu, a podczas stosowania kremu dolegliwości ekspresowo minęły. A rano, po wieczornej aplikacji, nie mam żadnych zlepków czy tłustych filmów w okolicach oczu.
Po raz kolejny dodam wielką zaletę kremu: bezwonny! a to naprawdę ma znaczenie dla zmęczonych oczu.

Faktycznie jest to kosmetyk luksusowy. Można ocenić go w ten sposób przede wszystkim po pięknym kartonowym opakowaniu i wykończeniu tubki,a także cenie: ok.97 zł/30 ml.

Czasem jednak trzeba się chwilę zastanowić i odpowiedzieć na pytanie: czy za 100 zł warto kupić dobry kosmetyk, który działa, a będę go używać, nie przez miesiąc, a może nawet 3 czy więcej? - moja odpowiedź brzmi - WARTO. 30 ml to naprawdę dużo, chociaż nieprzeźroczysta buteleczka nieco utrudnia nam ocenę jej zawartości.

Jednak trochę smuci mnie jeden fakt: kosmetyk de facto kupujemy w polskim sklepie: ekoskin.pl, a na opakowaniu polskich napisów brak. Na stronie sklepu możemy znaleźć wszystkie interesujące nas informacje, mimo to wychodzę z założenia, że opakowanie powinno mieć znamiona polskiego rynku, skoro na nim są oferowane:).

P.S. Rozdanie z POSE wygrała Magdalena z bloga megly.pl, mam nadzieje, że nagroda dotrze jeszcze przed Wielkanocą! :)

czwartek, 6 kwietnia 2017

Abacosun - ViViean Glyco Caviar Peeling 35%

Witajcie!
Wraz z kwietniem przytupała do na wiosna. Uwielbiam te pierwsze słoneczne promienie! Co prawda dziś pada, ale i tak te kilka dni pozwoliło mi nieco odżyć. Dziś pokazuję Wam kosmetyk, którego właściwie używać już się nie powinno, ale dlaczego... o tym później :)

Peeling z kwasami może nas nieco przerażać, ale tylko na początku. Faktycznie trzeba być ostrożnym i przestrzegać pewnych zaleceń, ale zaufajcie mi, dla efektów warto! Początkowo byłam bardzo sceptyczna i negatywnie nastawiona, raczej się bałam, jednak teraz wiem, że jak tylko będę mogła jeszcze raz podejmę kurację. Prezentuję Wam GLYCO CAVIAR PEELING 35% od ABACOSUN.

Glico Caviar Peeling to peeling AHA do twarzy z kwasem mlekowym, glikolowym i cytrynowym oraz kawiorem i aloesem. Peeling działa eksfoliacyjnie, rozjaśniająco i regenerująco. Posiada wysokie właściwości nawilżające i jest wskazany także w kuracji przeciwzmarszczkowej.Produkt przeznaczony jest do stosowania w gabinetach kosmetycznych oraz w domu przez klienta. pH 3,5.


Zacznijmy od ważnych informacji:
- peeling stosuje się jako baza przez innymi preparatami, bądź po prostu jako przedsmak dla kremu
- po zabiegu należy stosować wysokie filtry (SPF 30) oraz unikać słońca (dlatego kosmetyk stosuje się głównie zimą i jesienią, a nie piękna wiosną:))
- początkowo kuracje stosuje się raz w tygodniu po 5-6 minut, kolejne sesje 2 razy w tyg. po 8-10 minut, przez 3-8 tygodni, nie częściej niż 2-4 razy do roku




Przeciwwskazania do zabiegu Glyco Caviar Peeling 35%:
- stany zapalane, ropne, rany, zadrapania, uszkodzenia i podrażnienia skóry, uczulenie na AHA
- opryszczka, pelagra,  nowotwory, bielactwo, choroby rumieniowe i inne choroby skóry
-stosowanie  lekarstw doustnie lub miejscowo do leczenia skóry (w takim przypadku należy  skonsultować się z lekarzem prowadzącym)
- w przypadku stosowania lub w przypadku, gdy niedawno zakończono stosowanie kuracji kwasami. Gdy klient stosuje np. Retin A, Renova, Tazorac, Avita,  Accutaine, leki zawierające tretinoin (retinole).- w przypadku używania  kosmetyków lub  leków, których nie można łączyć z  AHA
- nie wolno opalać się na słońcu i w solarium podczas kuracji kwasami AHA 
- karmienie piersią - nie zaleca się stosowania żadnych kosmetyków na biust 
- ciąża – zaleca się odłożyć zabiegi lub skonsultować się  ze swoim lekarzem


Sam zabieg jest niezwykle prosty. Na oczyszczoną skórę twarzy nakładami preparat specjalną pipetką. Ma on perłowy, mieniący się kolor, delikatną, ale nie spływającą konsystencję i lekko owocowy zapach. Unikałam dziwnych miejsc, a więc stosowałam go na strefę T + policzki i broda.
Pierwszy zabieg był straszny! Po 3 minutach zmyłam kosmetyk i czułam ogromne palenie! 4 razy zakładałam krem nawilżający i dopiero po ok. 45 minutach zeszło zaczerwienienie.
Każdy kolejny zabieg (zrobiłam ich w sumie 5) był już tylko formalnością :).

EFEKTY:
- skóra stała się bardziej rozświetlona, co widać szczególnie po okresie zimowym,
- zdecydowanie bardziej odczułam nawilżenie
- z twarzy znikły wszelkie pozostałości po niedoskonałościach, a i nawet te, które czułam, że już powoli się wykluwają poszły w niepamięć :)


niedziela, 2 kwietnia 2017

Bispol canlde

Witajcie!
Moja ostatnia nieobecność była spowodowana wizytą w naszej Stolicy w celach służbowych. Właściwie tak intensywnych dni dawno nie miałam - zapomniałam się nawet wyspać :P. Na szczęście cała i zdrowa wróciłam, odespałam i powracam do świata żywych. 

Z produktami od firmy BISPOL (facebook) miałam już do czynienia wcześniej, szczególnie w wersji podgrzewaczy. I powiem tak, nie ma reguły, jedne pachną intensywnie a inne po zapaleniu zamieniają się w bezzapachowe. Dziś przedstawię Wam 3 rodzaje podgrzewaczy oraz jedną świecę. Ciekawi jesteście opinii? :)


Na pierwszy ogień (dosłownie!) poszły owoce leśne (FOREST FRUITS). W opakowaniu robią szał i pachną chyba najintensywniej ze wszystkich. Wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, kiedy po zapaleniu nie było w ogóle czuć tego fajnego, owocowego zapachu... Nieco się rozczarowałam.

Po pierwszej przygodzie nie spodziewałam się też wiele od pomarańczy (ORANGE), która już w paczuszku nieśmiało pachniała. No właśnie, tu pojawił się szok. Ta pomarańcz daje czadu i jest naprawdę przyjemna i intensywna! Pachnie dokładnie tak jak skórka pomarańczy położona na kaloryferze :).

Ostatnie podgrzewacze najmniej były wyczuwalne w opakowaniu. zapach ADRENALINE kojarzył się z delikatną świeżością, może coś w deseń męskich perfum. Podczas palenia zero zapachu... a myślałam, że idąc tropem - im w opakowaniu mniej tym w paleniu więcej będzie lepiej. No niestety... nie było.

Na podsumowanie duża świeca. Takie świeczki palą się u mnie naprawdę długo. Nawet bez zapachu lubię ich klimat, szczególnie zimą, czy jesienią. Co prawda przyszła wiosna, ale zapach wanilii jest lubiany u mnie przez cały rok. Szkoda tylko, że jest tak słabo wyczuwalny. Podczas palenia naprawdę nieśmiało można go wyczuć, jednak spodziewałam się konkretnego zapachu. Zapewne i tak wypalę ją w deszczowe popołudnia :).