Sesja dopadła. W tym tygodniu jeszcze lajcik, następny szykuje się zabójczy. Ale o tyle dobrze, że jak się skończy to będzie już niemal wolne :). Masakrycznie dużo nauki. Dużo suchej i bezsensownej teorii, której prawdopodobnie nie zapamiętam przez tydzień... zdecydowanie bardziej wolę zaliczenia robione przez cały semestr (np. w formie wejściówek albo zaliczeń połówkowych). Bo potem wychodzi tak, że w ciągu 5 dni mam 10 zaliczeń .... staje się to niemal fizycznie niemożliwe do ogarnięcia.
Poza tym, że sesja ssie to i zima przyszła. Śnieg sypie i sypie... a ja w związku z tym zmieniłam swoje miejsce zamieszkania na bliższe uczelni i mieszkam z bratem na kilka tygodni. Po sesji raczej wrócę do domu, ale teraz łatwiej mi będzie chociaż dojeżdżać na egzaminy :D.
Z erasmusem wciąż nic nie wiadomo. Walczymy. Uruchomiliśmy chyba wszystkie możliwe osoby na uczelni (łącznie z dziekanem) i czekamy na efekty naszej walki. Ta niepewność zaczyna mnie irytować i coraz bardziej odechciewa mi się tego całego wyjazdu.... (a przypominam, jaka byłam nim podjarana na początku....)
I jeszcze mała dygresja a propo obecnego stanu : serca i rozumu....
Poza tym, że sesja ssie to i zima przyszła. Śnieg sypie i sypie... a ja w związku z tym zmieniłam swoje miejsce zamieszkania na bliższe uczelni i mieszkam z bratem na kilka tygodni. Po sesji raczej wrócę do domu, ale teraz łatwiej mi będzie chociaż dojeżdżać na egzaminy :D.
Z erasmusem wciąż nic nie wiadomo. Walczymy. Uruchomiliśmy chyba wszystkie możliwe osoby na uczelni (łącznie z dziekanem) i czekamy na efekty naszej walki. Ta niepewność zaczyna mnie irytować i coraz bardziej odechciewa mi się tego całego wyjazdu.... (a przypominam, jaka byłam nim podjarana na początku....)
I jeszcze mała dygresja a propo obecnego stanu : serca i rozumu....
Trzymam kciuki za zaliczoną sesję :D
OdpowiedzUsuń