witajcie!
Czy warto używać masek na twarz?- chyba nie muszę wymuszać na Was odpowiedzi :). W ostatnim czasie stałam się wręcz wielką fanką masek w każdej postaci - w płacie, w kremie czy w wersji peel off (moje ulubione!).
Z maskami 7th haven mam styczność pierwszy raz, chociaż nie raz o nich słyszałam i wiele razy zastanawiałam się na ich zakupem. Dziś opowiem mam kilka słów o każdej z masek, które miałam okazję przetestować na swojej buźce.
Na pierwszy ogień poszła miodowa maska peel off - zabawne, bo nie znoszę miodu :P. Saszetka starczyła mi na 3 pełne użycia. Maska, jak to miód, jest kleistej konsystencji nieściekającej po twarzy, żółtej, przeźroczystej barwy oraz o zapachu miodu. Czułam jakbym na twarz kładła po prostu miód ze słoiczka. Maskę trzymamy na twarzy 20-25 min, aż zastygnie. Tworzy się delikatna powłoka, którą delikatnie i BEZBOLEŚNIE! zdejmujemy z twarzy. Maska jest elastyczna, nie sztywnieje, dlatego jest ja bardzo łatwo usunąć. Nie usuwa nam włosków ;), ale bardzo ładnie oczyszcza twarz, co było moim ogromnym zaskoczeniem, gdy podczas zdejmowania na masce zostawały obrzydliwe, białe gródki z porów! Nie było to jakieś szałowe WOW, ale jak na tak delikatną maskę to był szok!
Kolejna maska to tej wersja peel off ale o zapachu granatu.
Maska czekoladowa to ta, której do tej pory jeszcze nie użyłam. Mam nadzieję, że zaskoczy mnie pozytywnie :), póki co wszystko przede mną! :)
Nie była mi też obca maska w płacie, którą ciężko ujarzmić na twarzy. Jest dość dobrze nasączona i sam "płyn" nie ścieka. Problem leży niestety w samym płacie, który kręci się na twarzy i wymaga od nas ok. 10 minut spokoju i kompletnego relaksu, kiedy tylko oddychamy, leżymy i pachniemy :). Sam zapach maski jest świeży i przyjemny. Na pewno przyjemnie odświeża i ochładza skórę, jednak z nawilżeniem nie szalałabym jakoś szczególnie.
Maska w kremie kokosowa, to ta, w której poza czekoladową i później truskawkową pokładałam największe nadzieje. Jak było? Pierwsza aplikacja - miód! Zapach przez pierwsze 2 minuty był bardzo przyjemny, typowo kokosowy, nie wiem czemu potem nagle mi zbrzydł i czułam chemicznego kokosa... Na twarzy rozprowadza się przyjemnie i gładko, jednak szczególnie zaskakujących efektów po jej użyciu nie odczułam.
Jako ostatnią przedstawię maskę Truskawkową! Po opakowaniu i wyobrażeniu truskawki od razu po otwarciu spodziewałam się szału zapachów. Tu się rozczarowałam. Kremowa konsystencja maski pachnie kremowo, baaaardzo delikatnie truskawkowo a w swojej kremowości zawiera malutkie drobinki masująco-peelingujące. Bardzo dobrze rozprowadza się na twarzy, pozostając na swoim miejscu do końca zabiegu. Po zmyciu skóra jest miękka i delikatna. W porównaniu do maski kokosowej czuję, że zrobiłam coś dobrego dla mojej cery :).
Podsumowując:Wszystkie maski mimo wszystko są warte swojej ceny! Nie całe 4 zł to naprawdę nic z porównaniu z ok. półgodzinnym relaksem, jakiego doświadczamy podczas ich aplikacji :).
P.s. Maski nie uczulają :) i są dostępne w drogerii hebe!
Uwielbiam wszelkie maski tego typu.
OdpowiedzUsuńTych jeszcze nie miałam akurat.
Świetne! A jakie opakowanka ładne.
Pozdrowionka wakacyjne z ciepłej Austrii :)
żadnej z tych maseczek nie miałam
OdpowiedzUsuńRzeczywiscie cenowowo wygladaja super!! :-) i po dzialaniu tez mozna sie sporo dobrego spodziewac ;))
OdpowiedzUsuńChyba nie miałam żadnej maski tej marki, ale jak jakaś gdzieś mi się rzuci w oczy, to chętnie poznam działanie na własnej skórze- po Twojej recenzji sądzę, że warto :)
OdpowiedzUsuńMiałam truskawkową i była świetna I taka pachnąca mhmhm😀
OdpowiedzUsuńWidziałam te maseczki w Hebe, ale jeszcze nie miałam okazji używać ;)
OdpowiedzUsuń