środa, 25 listopada 2015

Potrzeba nawilżenia - urea w kosmetykach

W okresie jesienno-zimowym podwójnie jesteśmy narażeni na przesuszenie skóry i jej odwodnienie. Przez to jest bardziej podatna na uszkodzenia, swędzi, a przede wszystkim wygląda nieestetycznie. Ważne, żeby w porę zacząć zwiększać dawkę kremu. W moim przypadku to stopy, łydki i łokcie zawsze są takie wysuszone.
Każdy krem z urea (mocznik) to wykorzystanie jego właściwości nawilżających. Oczywiście hasło "mocznik" może wzbudzać w nas pewną odrazę, ale ten dodawany do kosmetyków jest oczywiście pochodzenia syntetycznego i nie ma zapachu. W zależności od stężenia może mocniej lub słabiej zmiękczać skórę. Oczywiście większe stężenie stosujemy na stopy - czy jest osoba, która bez żadnej ingerencji ma gładkie stopy? Nie sądzę :)
Krem Amaderm według producenta przeznaczony jest do przesuszonej skóry, szorstkiej i łuszczącej się, na dłoniach, łokciach i kolanach. Ja osobiście stosowałam go na stopy i łokcie.
Ma swój specyficzny, jakby ziołowy zapach, jednak nie jest intensywny. Używałam go po kąpieli, gdzie na stopy od razu wkładałam skarpetki, żeby dobrze się wchłonął, a nie został na pościeli.
Większych efektów nie zauważyłam, nic szczególnego mnie w nim nie zaskoczyło, a jego działanie było bardzo podobne do kremów z niższej "półki". Kosztuje ok. 12-17 zł.



sobota, 21 listopada 2015

Pieczony płat łososia - prosta opcja na głód

Czasem się zastanawiam jaki mam dar, jaki talent we mnie tkwi? Poza tym, że jestem perfekcjonistką (w wersji pedantką :D) i jako tako sama nauczyłam się grać na gitarze to nie wiem czy potrafię coś jeszcze robić tak dobrze. Nie mam zdolności manualnych, nie umiem ładnie rysować, śpiewać, tańczyć. Nie potrafię robić cudów na drutach, nie potrafię szyć, origami to magia. W kuchni także jestem słaba, a i z żadnego przedmiotu nigdy nie byłam tą strzałą. Nigdy też nie wiedziałam kim chcę zostać w przyszłości. BA! Do dziś tego nie wiem i z każdą nową pracą uświadamiam sobie, że potrafię robić wszystkiego po trochu, niczego się nie boję i lubię wyzwania, pomimo, że z natury jestem konserwatystą. To mnie ratuje w otchłani mojego beztalencia.

Jednak nie o tym chciałam właściwie pisać. To był mały wstęp do tego, że nawet jak się nie umie NIC, to można stworzyć COŚ. A jeszcze lepiej jak to COŚ ma smak, wygląd i jest zdrowe.
Piątkowy wieczór przywiał mi zapach łososia. Po pracy byłam tak głodna, że chciałam zjeść cokolwiek. Ale zaczęłam sprzątać, to to i tamto i obejrzałam się, że czas w sumie na kolacje.

Łosoś się ceni, to fakt. Na tle innych ryb wypada podwójnie ze stawką jaką trzeba za niego zapłacić, ale poza ceną ma wiele dobrego w sobie. Cytując za reklamą: Ryba wpływa na wszystko. Na wzrok, cerę, umysł, a dodatkowo jest cennym źródłem kwasu omega-3 i witaminy D (ważnej dla odporności, skóry i kości, a zimą dostępnej przede wszystkim tylko w rybach morskich).

Co potrzebujemy do naszego dania?
- łosoś, wielkość wedle uznania, ja miałam nie całe 300g, ale to była podwójna porcja :D(głód!)
- sól
- pieprz
- cytryna
- warzywa na patelnie, opcjonalnie coś innego

Z mądrych rad, ponoć z przypraw wystarczy użyć pieprz cytrynowy, ale, że miałam tylko sól i pieprz to też było spoko. Z warzyw - gdzieś przeczytałam, że nie powinno łączyć się łososia z brokułem, więc go wywaliłam z moich warzyw. Ponadto, nie powinno się też łączyć ryby z olejem (chodzi o łączenie kwasów omega-3 z omega-6) dlatego lepiej ją piec, grillować, parzyć, albo do smażenia używać oliwy.

Płat łososia myjemy, osuszamy, osypujemy solą i pieprzem i owijamy folią (inaczej podczas pieczenia może się wysuszyć, a tak lepiej przejdzie przyprawami i będzie soczysty). Dla lepszego doprawienia można takie gotowe porcje potrzymać w lodówce 1-2 godziny. Mój głód wygrał i od razu wsadziłam porcję do nagrzanego na 200 stopni piekarnika, gdzie spędził gorące 22 minuty (piec 20-25 min). W między czasie na patelni podgrzałam warzywa, nie używając tłuszczu. 

Całość przygotowania zajmuje ok. 40 min i nie ma opcji, żeby nie wyszło.

Koszt: moja podwójna porcja :D kosztowała ok. 20 zł.

sobota, 14 listopada 2015

Detoks na jesienną depresję

I się zaczęło... jesień w pełni, ta brzydka część roku właśnie się zaczęła. Już nie pamiętam kiedy widziałam słońce, a nie wspomnę o ciepłej temperaturze. Zmuszona wręcz jestem wlewać w siebie hektolitry ciepłych napoi, żeby zaraz nie zachorować. Jesień sprzyja chorobom. Osłabiona odporność, wilgotność i niskie temperatury powodują, że nie czujemy się komfortowo. Poza tym mała dawka słońca może nas wpędzić w jesienną depresję.
Oczywiście sposobów na walkę z depresją jest tyle co ludzi :D. Dwa lata temu pisałam o mich sposobach KLIK. W tym roku, jak można zauważyć tutaj KLIK skupiłam się szczególnie na sporcie i zdrowym stylu życia. 
Wróciłam już na swoje włości, a więc konsekwentnie nie mam jak biegać (ale pewnie i tak się zmuszę...). Poza tym wróciłam do pracy, więc i czasu mam nieco mniej. Nie zmienia to jednak faktu, że chcę czuć się dobrze w swoim ciele, niezależnie od tego ile wysiłku będzie mnie to kosztować.

Myślę, że każdą taką przemianę trzeba rozpocząć od detoksu, czyli oczyszczenia naszego organizmu z tego, co nam zbędne, niepotrzebne i niezdrowe. Ja znam na to dwa, sprawdzone przeze mnie, sposoby. Po pierwsze: sauna, dzięki której wypocimy się i wypocimy toksyny z naszego organizmu. Kilka dobrze wykonanych sesji w saunie na pewno nam nie zaszkodzi, a dodatkowo nas zahartuje. Po drugie: woda z cytryną i napar z pokrzywy. Plaster cytryny zalać w szklance ciepłą, przegotowaną wodą, po ostygnięciu wypić. Napar z pokrzywy (TUTAJ pisałam o herbatce w saszetkach) to mój przypadkowy zakup, ale myślę, że jest bardziej skuteczny niż jego poprzednik. 30 g suszu kupiłam za ok. 8 zł w Auchan. Już zaparzyłam porcję na włosy, a kolejną wypijam. Smakuje bardzo podobnie do tej w saszetkach. Wciąż żałuję, że nie udało mi się samej zasuszyć pokrzywy. Jak wiadomo, ten napar działa oczyszczająco i moczopędnie. Pomaga podczas przemiany materii oraz działa odżywczo. Dopiero od kilku dni piję ten napar, więc niedługo spodziewam się wysypu na mojej twarzy :D, ale przyspieszoną przemianę materii już czuję.

Do tych dwóch sposobów oczywiście zdrowa, zbilansowana dieta, bez słodyczy i fas foodów, dużo wody niegazowanej, dużo ruchu i dużo uśmiechu! :)

A czy Wy macie jakieś sposoby na detox?



czwartek, 5 listopada 2015

Na osłodę jesiennego wieczoru - alternatywa wosków

O firmie Party lite miałam już okazję pisać, kiedy wraz z moim D. obchodziliśmy swoją rocznicę. W końcu nadszedł czas, żeby pokazać Wam coś jeszcze z tej firmy, a mianowicie wkład zapachowy o zapachu bananowym.

Zapakowany jest w bardzo poręczne pudełeczko, co pozwala na jego eleganckie przechowywanie, bez utraty świeżości. Poza tym jest bardzo duży, 9 konkretnych kawałków. Nie ma też większego problemu z odłamaniem kawałka, nie kruszy, nie mazi, ma strukturę jak czekolada (wygląda jak biała czekolada :D). Kosteczki są idealne dopasowane do klasycznego kominka, choć początkowo miałam obawy, czy nie są przypadkiem za duże, bo producent sugeruje, aby umieszczać nawet 2-3 na raz. Ponadto poleca także mieszać zapachy ze sobą. Po otwarciu czuć wyraźny, słodko-bananowy zapach. Oczywiście takiego samego zapachu oczekiwałam po odpaleniu kominka. 


Stosunkowo dość szybko kawałeczek topi się w kominku. Jednak co do zapachu mam wiele zastrzeżeń. Rzeczywiście pachnie słodko i bananowo, ale nie tak intensywnie jakbym tego oczekiwała. Może to wina tego, że stopiłam tylko jedną kostkę. Przy woskach yankee candle właściwie każdy uciekał z pokoju na korytarz, a w bloku ogarniał całe mieszkanie. Tutaj ogarnął tylko mój pokój, mimo otwartych drzwi. Mimo ładnego zapachu słabo go czuć.
Nie mniej jednak na jesienny wieczór przy ciepłej herbacie całkiem dobry zapach :).


wtorek, 3 listopada 2015

Kolejne jesienne postanowienie - ogarnij szafę

Ciało ogarniam jako tako póki co, więc nadszedł czas na szafę. Już od jakiegoś czasu prowadzę tam pustki i zapraszam do niej zdecydowanie mniej ubrań niż kiedyś. Kupuję tylko to co jest mi potrzebne, unikając tego, czego nigdy już nie założę, albo stwierdzenia "brzydko leży, ale tanie,to wezmę"... a potem i tak nigdy tego nie założę. Nic też dziwnego, że do tej pory uzbierałam niezłą kolekcję ubrań, które założyłam niekiedy tylko raz czy dwa i leżą. Chociaż i tak gorsze jest to, że niektóre z nich są po prostu nowe!
Może któraś z Was skusi się na coś z mojej szafy? Ceny są atrakcyjne :)
Napomknę też, że to jedna z ostatnich okazji zakupów u mnie, bo mój wyjazd chcąc nie chcąc zbliża się :).

Tutaj link do vinted.pl  KLIK  , gdzie są moje wszystkie przedmioty, poniżej tylko mała propozycja :)


poniedziałek, 2 listopada 2015

Coś szybkiego i smacznego do kawy

To, że kucharka ze mnie całkiem przeciętna to już wiecie. Nie ma co ukrywać - po protu nie mam komu gotować i piec, więc jak podejmuję próbę to zawsze (albo najczęściej) kończy się to katastrofą.
Czasem jest tak, że jakieś danie "chodzi za nami" kilka dni. Ja tak miałam z poniżej prezentowanymi ciastkami, a po ich zjedzeniu mam ochotę na pizzę ...
Ciasteczka są bardzo proste w przyrządzeniu i jak widać po mnie, nie wymagają większych zdolności kulinarnych.

1. Kupujemy gotowe ciasto francuskie w Biedronce, owoce (u mnie jabłka i śliwki) i cukier puder.
2. Ciasto kroimy na 8 kwadratów lub w inne wzory i zawijamy w nie pokrojone w plastry owoce.
3. W rozgrzanym do 220 stopni Celsjusza piekarniku pieczemy je 15-18 min.
4. Upieczone ciasteczka posypujemy cukrem pudrem i odstawiamy na chwilę do ostudzenia.
5. Można jeść! Najlepiej smakują z mlekiem kakaem albo oczywiście kawą!
Cały czas przygotowania (poza zakupami :P) zajmuje nie więcej jak 30 min :).

Kto chętny na ciacho? :)